poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 1- "to coś"

Blog nadal w budowie. Do tego momentu proszę o wyrozumiałość :) Liczę na motywację z Waszej strony.
Pozdrawiam!
_________________________________________________________________________

I tak zmienia się całe życie w ciągu jednej chwili. Najpierw tragiczna akcja „dorośnij”, a teraz zwrot akcji, pełna mobilizacja i doładowanie baterii na maxa. W Chicago byłam przez tydzień, tyle czasu zajęło mi przyjrzenie się z bliska nowym projektom, działaniom poszczególnych sektorów tanecznych i poprawienie szczegółów choreografii.
Wracając zza oceanu tworzyłam nowe wizje tego, co miało powstać w Polsce. Moim celem stał się Rzeszów. Tam bowiem miałam dom po dziadkach i budynek pod studio. W ciągu dwóch najbliższych lat miałam się odbudować, zarówno psychicznie jak i fizycznie, zrobić remont w swoim życiu. Poza tym w Rzeszowie miałam niezawodnego przyjaciela- Krzyśka i już nie mogłam się doczekać aż go zobaczę.
Daniel nie był zachwycony tym pomysłem.
-Ale dlaczego Rzeszów? Nie możesz zostać w Warszawie?
-Lubię Rzeszów, tam mam znajomych, tam jest dom po dziadkach, tam są przyjaciele.
-Chyba żartujesz, że będziesz mieszkać w tej ruinie.
-Nie! Wyremontuję go. Będzie wyglądał jak nowy.
Daniel zmierzył mnie badawczym wzrokiem i zamilkł.
-Myślisz, że wrócisz do treningów.- stwierdził.
-Nie. Ten rozdział jest już skończony. Zrozumiałam, że ja i siatkówka nie idziemy w parze.
Gdzieś w głębi serca wiedziałam, że ta nerwowość u niego to troska. O mnie, o relacje z Mike’m, o nasze relacje. Oparłam rękę na jego ramieniu.
-Nie zapomnę, gdzie mieszkacie i że jesteście moją rodziną. Wiem, że doskonale zajmiecie się Mike’m. Będę małego zabierała do siebie jak najczęściej.
-Kiedy wyjeżdżasz?
-Zostanę w Warszawie jeszcze przez parę tygodni. W międzyczasie załatwię sprawę z domem i budynkiem.
-Widzę, że masz plan. Trzymam więc kciuki.
Wakacje to idealny czas na zmiany. Postanowiłam więc pojechać do Rzeszowa, by je zobaczyć na własne oczy. Droga była długa i dość męcząca. Mike spał smacznie w foteliku na tylnim siedzeniu, a ja oddawałam się jeździe. 3-letni brat był wyjątkowo spokojnym dzieckiem z zalążkiem sportowca. Jego niemal białe włosy upodobniały go do mnie więc ten, kto nie wiedział,  że to mój brat uważał mnie za jego matkę. Wyprowadzanie z błędu było dość kłopotliwe dla obu stron, ale na szczęście nie dochodziło do tego często. Mike był podobny do taty, jego wierna kopia. Miałam nadzieję, że jak dorośnie będzie jak on,  spokojny, ale stanowczy, mądry i taki czuły.
Jonathan Robinson- mój tato, najcudowniejszy na świecie. Siadywał ze mną na werandzie w starym domu i rozmawiał ze mną, tak po prostu o wszystkim: szkole, znajomych, planach na kolejne popołudnie, siatkówce i sąsiedzie z domu obok, który wyjątkowo niecelnie rzucał gazety na naszą wycieraczkę. Był cudownym tatą, przyjacielem i oddanym prawnikiem w polskiej dzielnicy.
Oboje z Mike’m byliśmy do niego podobni. Tylko Daniel był podobny do mamy. Magdalena Robinson była piękną Polką zamieszkującą polską dzielnicę „Jackowo” w Chicago. Długie ciemnoblond włosy przyciągały spojrzenia zazdrosnych kobiet. Jej aparycja była darem, ale i przekleństwem. Dzięki swojemu urokowi i charyzmie gromadziła wokół siebie ludzi, co było niezwykle przydatne w zawodzie nauczyciela. O dziwo, nie polskiego, a angielskiego.
-Piciu!- rozmyślania przerwał mi spragniony trzylatek.
Zjechałam na najbliższą stację i dałam mojemu niecierpliwemu trzylatkowi pić. Bacznie mu się przyglądając zauważyłam, że już zdążył czymś się ubrudzić.
-Chodź, przejdziemy się. Rozprostujesz nóżki.
Kochane maleństwo biegało między huśtawką, a ślizgawką piszcząc niesamowicie z radości i udając koziołka.
-No to wieczór mam z głowy… Choć Mike, biegniemy do samochodu!- zawołałam.
Wyprzedziłam go nieznacznie i chcąc się odwrócić do niego przodem uderzyłam w coś twardego.
-Cholera!- wycedziłam.
-Przepraszam, nie widziałem cię.-to coś twardego mówiło. Z dziwnym akcentem, ale jednak!
-Nic się nie stało, to my wygłupialiśmy się.
Mike doszedł do mnie i kurczowo złapał się mojej nogi, ledwie wystawiając uszy poza nią.
-Duzi ten pan!
Chwila konsternacji między „twardym czymś’, a mną. Ukradkiem zerknęłam na owego nieznajomego. Trzylatek okazał się bardzo spostrzegawczy. Chłopak był wysoki więc to, co mi się wbiło w żebra to musiało być jego kolano.
-Przepraszam cię za niego. Nie zawsze potrafi się zachować.
-Cześć! Jak masz na imię?- nieznajomy zlekceważył moje przeprosiny albo dźwięk mojego głosu nie dotarł na szczyt.
-Mikuś.- o masz ci los, ale sobie pseudonim wybrał- a ty?
-Niko.
-Musimy już jechać. Jeszcze raz przepraszam. Chodź rozrabiaku!
„Mikuś” zrobił skwaszoną minę, ale dzielnie ze mną pomaszerował do samochodu. Odwróciłam się i zobaczyłam jak chłopaki sobie machają. Zapięłam pasy i ruszyliśmy w drogę. Przez kolejne pięć minut myślałam o nieznajomym. Tak wysocy ludzie kojarzyli mi się z jednym typem mężczyzn- z siatkarzami.
-Kochany Rzeszów- szepnęłam widząc panoramę miasta.
-Jesteśmy już?
-Tak, kochanie. Zaraz zobaczymy dom dziadka Tadeusza.
Malec zmarszczył czoło jakby analizował wypowiedziane przeze mnie słowa.
-Ten ze zdjęć?- kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się do lusterka wstecznego.
Dom stał pośród drzew wiśniowych tuż za długim, prostym podjazdem. Stare mury trochę zjadł ząb czasu, ale dom nadal wyglądał dostojnie i bezpiecznie. Dziadek Tadeusz wyemigrował do Stanów, zostawiając dom na łaskę pogody i ogrodnika. Dzisiaj ogród nie istnieje. Zamiast tego jest gąszcz chwastów i innych upierdliwości.
W środku wyglądał dość zadbanie, choć zapach zdecydowanie nie zachęcał. Cud, że wciągu tylu lat nie rozkradziono wnętrz.
-Brzydko.- okiem 3-latka dom faktycznie był brzydki.
-Tak, ale po remoncie będzie pięknie. Pojedziemy teraz na Podpromie, okay?
-A co to?
-Zobaczysz. Dla mnie to piękne wspomnienia.
Ustaliłam z robotnikami zakres prac. Cóż, to nie był zakres. To była kompleksowa usługa. Dla mnie i dla nich to była masa pracy.
- Ojejku, ale gigant.
Mike aż podskakiwał z radości wchodząc do środka. Specyficzny zapach szatni i gumowej posadzki na hali unosił się w powietrzu. Do tego odgłosy uderzanej piłki i okrzyków bojowych zmieszanych ze śmiechem dodawały temu miejscu atmosfery.
Przy drzwiach na halę zatrzymał mnie wysoki ochroniarz. No tak, przydałaby się przepustka. O tym nie pomyślałam. Stare nawyki- wchodzę i wychodzę, a nikomu nic do tego. Spojrzałam na ochroniarza błagalnym wzrokiem i przygarnęłam młodego do siebie.
-Ta pani wchodzi bez przepustki!- usłyszałam za mną głos. Instynktownie odwróciłam głowę i zobaczyłam Oliega Achrema. Och co za ulga!
Kilka minut rozmowy, a ja już wiedziałam, że jestem sto lat za cywilizacją z moimi wiadomościami na temat klubu. Poprosiłam o dyskrecję i weszłam chyłkiem na halę. Trening Asseco Resovii trwał w najlepsze, a my z Mike’m świetnie się bawiliśmy oglądając chłopaków.
-Meg, zobacz! To on!
-Kto?- nie załapałam.
-No Niko!
Im starsza się robię tym mój proces myślowy zwalnia. Zajęło mi to parę sekund zanim zajarzyłam o kim mówi Mike. Karcący wzrok małego wcale nie pomagał. Rzeczywiście „to coś twarde” stało tam i odbijało piłki. Ha! Wiedziałam! Siatkarz…
-A poznajesz tego pana?- wskazałam palcem na postać libero.
-No pewnie, to wujek Krzysiek.
Gwizdek rozległ się na hali i siatkarze szli po swoje rzeczy. Olieg, zgodnie z moja prośbą, szepnął słówko Krzyśkowi, dyskretnie.  No tak, Olieg był dyskretny, ale Igła już nie.
-O matko!- wydarł się na cały głos pokazując na nas palcem.
Reszta była dość zmieszana i co chwila patrzyła to na mnie, to na Krzyśka. Zeszliśmy powoli po schodach na dół. Mike puścił się pędem do Krzyśka zupełnie nie zwracając uwagi na „twarde cosie” na drodze. Oboje padliśmy mu w ramiona.
- Chcieliśmy ci zrobić niespodziankę wujku!- nic nie odpowiedział, ale patrzył na nas śmiejącymi się oczami.
-Nie wierzę, nie wierzę.
Dopiero po jakimś czasie zauważyłam, że cała reszta ferajny przygląda nam się poszeptując do siebie. Przez zawilgotniałe oczy zdołałam rozpoznać resztę. Niemal wszystkich rozpoznałam.
-Gdzie byłaś jak cię nie było?- Piotrek Nowakowski przełamał lody.
-Och Piter… Powinieneś zapytać gdzie mnie nie było.
Po krótkim przywitaniu ze starymi znajomymi przyszedł czas na zapoznanie z nowymi. Widzieć tych chłopaków w telewizorze, a na żywo robi różnicę. Szybka wymiana zdań i uprzejmości z niektórymi. Z „cosiem” natomiast wcale nie poszło łatwo…
-Niko, poznaj Meg, Meg….
-Znamy się.-uciął krótko.
-Wpadłam na niego przez przypadek na stacji benzynowej.- szybko wyjaśniłam. Jego badawcze spojrzenie strasznie mnie irytowało. Konsternację dopełniał fakt, że wokół zapanowała kompletna cisza.
-Staranowała.- dodał „Pan Wysoki”. Spiorunowałam go wzrokiem nr 3. Tej nieznośnej ciszy nikt nie był wstanie przerwać.

-Wyglądasz już znacznie lepiej niż kiedy cię widziałem po raz ostatni.- z uśmiercania wzrokiem wyciągnął mnie Krzysiek. 

______________________________________________________________________________
Może być?
Bohaterów i ich krótkie charakterystyki dodam niebawem. Cierpliwości :)

1 komentarz:

  1. Bardzo dziękuję za zaproszenie :)
    Fajnie się zaczyna, szczerze mówiąc chciałabym już więcej :)
    Mam nadzieję, że kolejny rozdział już niedługo.
    I do tego Niko jako główny bohater, już nie mogę się doczekać, aż akcja się rozwinie i co się będzie tutaj działo :D
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń