niedziela, 13 września 2015

Rozdział 9: "Frezje"

"Boli mnie dzisiaj głowa."

Pod blok zajechałam o 3 w nocy. Rozejrzałam się po parkingu. Nigdzie nie było jego samochodu. W oknach panował mrok. Może spał, a samochód był w serwisie? Oby.
Do klatki można było wejść jedynie z kodem do domofonu. Nic takiego nie posiadałam, ale fart chciał, że grupka młodzieży wychodziła właśnie z klatki. Minęłam ich chwytając za drzwi w ostatniej chwili i potrącając jednego z nich przypadkiem.
-Ej lala! Uważaj, bo ci ktoś tą buźkę pokiereszuje!- nie słuchałam. Wbiegłam po schodach jak najszybciej się dało.
Dotarłam przed jego drzwi nie czując zadyszki. Byłam zbyt zaabsorbowana misją ratunkową. Na dole klatki panowało poruszenie. Zapukałam do drzwi. Raz. Drugi. Trzeci. Mocniej, a później dzwonkiem do oporu. Nic. Cisza. Na dole nadal toczyły się ożywione dyskusje.
-Ty stary! Laska ci wyjeżdża z bara, a ty to tak po prostu zostawisz? Przyprowadź ją tutaj, nauczymy ją jak należy się zachowywać!- słyszeć się zdało jak ktoś wspina się po schodach.
Ogarnęło mnie przerażenie. Miotałam się przed drzwiami próbując znaleźć szybko jakieś rozwiązanie. Instynktownie schyliłam się do wycieraczki i wyciągnęłam spod niej klucze do mieszkania. Kroki były coraz bardziej słyszalne. Ktoś się zbliżał. Zamek w drzwiach szczęknął i drzwi puściły. Wskoczyłam do środka i szybko zamknęłam drzwi na zamek. Wyjrzałam przez judasza. Na piętrze stał jeden z nich z butelką w ręku. Rozglądał się. W końcu zszedł na dół, a cała banda poszła w stronę ruchliwej ulicy.
-Niko?! Jesteś? Halo?- w mieszkaniu było pusto i cicho.
Wymacałam włącznik do światła. Ciepłe światło wypełniło mieszkanie. „Gdzie się podziałeś?”- zmartwiłam się nie na żarty. Powoli rozebrałam się z kurtki i ciepłych butów i gdy się tak schylałam zauważyłam parę mocno zielonych oczu. Piękny kot w cętki zjawił się mrucząc i ocierając się o mnie przyjaźnie.
-Cześć malutki, gdzie masz swojego pana?- kot miauknął żałośnie i pobiegł do kuchni.
Poszłam za nim. Kuchnia była niemal sterylnie czysta. Żadnych naczyń walających się po blacie, pustych opakowań czy szklanek. Nic. Czyściutko. Uśmiechnęłam się w satysfakcji. „Przynajmniej czegoś go nauczyłam.” Kot wskoczył na blat i miałcząc dawał znać, że czegoś chce.
-Achhh, głodny jesteś. Tylko gdzie…? Już wiem.- w pierwszej szafce, którą otworzyłam były puszki Whiskasa. Kot wdzięcznie zeskoczył i podbiegł do swojej miski niecierpliwiąc się moimi powolnymi ruchami.
Po prawej stronie od kuchni znajdował się salon-sypialnia. Również czysty jak gdyby nikt tu nie mieszkał. Obecność gospodarza zdradzał fakt kubka z herbatą, która z resztą była letnia. Musiał niedawno wyjść. Rozejrzałam się po salonie. Nie było nic czego bym się nie spodziewała po mężczyźnie, po moim byłym mężczyźnie. Jedynie fotografia na otwartej półce zdradzała tożsamość gospodarza.
Obzor, 03.2012.- to samo zdjęcie, które znajduje się u mnie w pokoju MEM. Trzymając zdjęcie w dłoniach usiadłam na kanapie i zastygłam. Na minutę, dwie, czterdzieści- nie miałam pojęcia. „Masz nierówno pod sufitem.”- wyrzucałam sobie. Z zamyślenia wyrwał mnie jego cudowny kot, który usadowił się na moich kolanach mrucząc. Chwilę później szczęknął zamek w drzwiach wejściowych i usłyszałam ciche westchnięcie.
-Mówiłem, żebyś dał mi spokój. Nic mi nie jest.- zakomunikował z przedpokoju.
Stanął w drzwiach salonu. Jego wzrok zdawał się mówić wszystko. Totalne zdziwienie. Przez minutę mierzyliśmy się wzrokiem, podczas gdy kot zdążył już schować się pod regał. Cisza wokół nas była wyraźniejsza niż zwykle, zdawała się krzyczeć.
-Ja też mam ci dać spokój?- mój głos falował w tej ciszy.
-Co tu robisz?- rzucił rozbierając się i przybierając obojętny ton.
-Wszyscy się o ciebie martwią.
-Niepotrzebnie. Mam się dobrze.-kontrował.
-Kłamiesz. Widzę przecież.- powoli podeszłam do niego delikatnie zdjęłam z jego szyi szalik. Drgnął pod moim muśnięciem.
-Nic nie wiesz. Mam się dobrze.- powtórzył.- Wracam właśnie z klubu, w którym byłem z Fabianem.- kolejne kłamstwo.
-Nie byłeś z Fabianem.-cicho i metodycznie dawałam mu do zrozumienia, że kłamie-  Pojechałeś przejechać się po mieście.- spojrzał na mnie uważnie oceniając na ile jestem pewna.
-Skąd wiesz, że jeździłem po mieście- jego upór zaczął maleć.
-Bo cię znam. Nie zapominaj.
-No tak...- spojrzał mi prosto w oczy łagodnym wzrokiem mówiącym, że mur ostrożności maleje.
-Siadaj, porozmawiajmy.- pociągnęłam go za rękaw i oboje usiedliśmy na łóżku.
Chwilę zajęło nam nim pierwsze oszołomienie zeszło z nas pozwalając myślom krążyć w dobrych kierunkach.
-Nikołaj, wszyscy się martwią o ciebie…
-Ty też?
-…wszyscy się martwią o ciebie. Jesteś ważny dla przyjaciół, kolegów z drużyny, trenerów. Tuż po telefonie od Fabiana wsiadłam w samochód i przyjechałam tu, do ciebie, bo tak, martwię się o ciebie.-ujęłam jego zimną dłoń.
-Meg… Wracaj do siebie. Nie musisz się nade mną litować.- dostałam w policzek.- Niepotrzebnie jechałaś taki kawał drogi.
Wstałam. On także. Wściekłość ogarnęła mnie szybko, ale tak samo szybko opuściła. No bo czego ja się spodziewałam? Że wpadnie mi w ramiona i tak po prostu wybaczymy sobie? Pomimo uczuć blokowała nas niewidzialna ściana. Ale nie miałam zamiaru tak szybko się poddać. Role się odwróciły.
-Zrobiłam ci gorącą herbatę.
-Co?
-No mówię, że zrobiłam ci gorącą herbatę, z cytryną i miodem. Ogrzej się.
Chłopak patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami szybko analizując zaistniałą sytuację. Mimowolnie ruszył w stronę kuchni, kiwając głową z niedowierzaniem. Gdy tylko zniknął mi z pola widzenia rozsunęłam kanapę i pościeliłam łóżko. Z szafy wyjęłam jego koszulkę.
Siedział przy stoliku i patrzył przez okno. Przycupnęłam obok kładąc mu rękę na ramieniu. Odwrócił głowę i mogłam zauważyć spokój na jego twarzy.
-Lepiej?
-Tak, dzięki. Kota też nakarmiłaś.- przeniósł wzrok na koszulkę w moim ręku. Uniósł delikatnie brwi.
-Połóż się i prześpij się. Załatwiłam ci dzisiaj wolne.- uśmiechnęłam się krzepiąco.-Obiecuję, że będę spała w bezpiecznej odległości.
Przeczesałam jego włosy dłonią i musnęłam opuszkami policzek. Jego wielkie oczy odbijały blask latarni za oknem.
-No już, proszę się myć.-szedł powolnie do łazienki co jakiś czas wzdychając.
-To sen?- odwrócił głowę i przystanął na chwilę.
-Nic nie jest snem, jestem tu.- i zniknął za drzwiami łazienki.
Wygładziłam pościel ręką, upewniając się, że wszystko ułożyłam jak należy. Wzrok wbiłam w podłogę zastanawiając się nad wydarzeniami nocy. Jeszcze wczoraj byłam przekonana, że damy sobie radę bez siebie. Że przyzwyczaimy się do bycia osobno. Lecz po telefonie od Fabiana wszelkie założenia wzięły w łeb. To, co myślałam wcześniej było nieprawdą, kłamstwem, które wmawiałam sobie. Serce przemówiło bardzo wyraźnie. Mogłam nie pamiętać wydarzeń, ale gdzieś w głęboko w sercu uczucia zostały zakodowane.
Poczułam silną dłoń na ramieniu i wzrok na sobie.
-Powinnaś się położyć. Na pewno jesteś zmęczona.-ciepła dłoń przesunęła się po mojej szyi, aż do policzka przesuwając niesforny kosmyk za ucho. Posłusznie wstałam i poszłam do łazienki. Rozmawiałam z N. Wszystko się jakoś ułoży.- wyskrobałam smsa do Fabiana i Igły.
Jego koszulka pachniała moim snem. On pachniał tym, czego tak długo szukałam. Powinnam poczuć ulgę? Pewnie tak, ale mimo wszystko czułam się spięta, bo to jakby zaczynać znajomość od początku- otwierać książkę i czytać prolog.
Siedział na łóżku i znów patrzył w okno. Od kiedy zrobił się taki melancholijny? A może zawsze taki był? Usiadłam na brzegu, tyłem do niego, odwróciłam jedynie głowę w jego stronę. Obciągnęłam za dużą koszulkę do granic możliwości.
-Tego poranka, gdy zostałeś u mnie na noc zaczęłam wszystko sobie przypominać. Wydałeś mi się w tej pościeli dziwnie znajomy. Uciekłam, spanikowałam, zezłościłam się na siebie samą… Ty byłeś niewinny. Przepraszam.
-Spójrz na mnie.- usiadłam przodem do niego.- Od tej chwili świadomie o tym zapomnijmy.- jego dłoń spoczęła na moim kolanie, ale szybko została schowana pod pościel.- A teraz połóż się, droga na pewno była męcząca.
Usłuchałam chłopaka i wdrapałam się pod cieplutką pościel i ułożyłam na skraju łóżka, jak najdalej od N. Leżąc i patrząc w sufit nie mogłam zrozumieć absurdu całej sytuacji. Uciekałam tyle czasu, by teraz leżeć z nim w jednym łóżku, w bezpiecznej odległości.
-Od 3 lat nikt obok mnie nie zasypiał więc jak będę chrapać to po prostu mi przywal.
-Nie chrapiesz. To wiem na pewno.- uśmiechnęłam się.
-Mogę ci zadać pytanie?- w odpowiedzi mruknęłam.- Byłaś z kimś po mnie?
-Nie. Nikim nie byłam wstanie zainteresować się.- byłam pewna, że w ciemnościach ukrył zadowolenie.- Idź spać Niko. Dobranoc.- położyłam dłoń na jego ramieniu, a on chwycił ją i mocno ścisnął.
-Dobranoc, tylko nie próbuj żadnych sztuczek, bo mnie dzisiaj głowa boli i nie mam ochoty.
Śmialiśmy się dobre parę minut gdy oboje padliśmy ze zmęczenia. Tamtej nocy nie było snów. Był czysty, energizujący bezsenny sen, który okazał się zbawienny. Rano znów czułam jego obecność.
Delikatne muśnięcie po policzku przywołało mnie do życia. Otworzyłam sklejone powieki i przyjrzałam się wpatrującemu się we mnie Nikołajowi. Przyglądał mi się z lekkim uśmiechem.
-Dzień dobry. Długo spaliśmy?- podniosłam się do pozycji siedzącej.
-Kilka godzin. Jest 12 w południe.- jego badawczy wzrok mnie krępował.
-Niko…
-Jechałaś z Warszawy, tu, do mnie. Dlaczego?
-Bo chciałam. Zmartwiłam się informacją od Fabiana.-patrzył się na mnie tym wzrokiem, jedynym, bo specjalnym dla mnie.
Skrzydełka zatrzepotały mi w brzuchu przyspieszając mój oddech i zaróżawiając policzki. Jego ręka zatrzymała się w pół drogi lecz po chwili wahania musnął dłonią mój polik i wplótł palce we włosy. Jego oddech też przyspieszył. Mierzyliśmy się wzrokiem powoli szukając swoich oddechów. Aż w końcu On przestał się wahać i złożył delikatny pocałunek na moich ustach. Całował powoli zapamiętując każdy skrawek ust. Nie było sensu się powstrzymywać. Jego dłoń pewnie powędrowała na mój krzyż przygarniając mnie bliżej, druga zaś pewnie trzymała mój kark. Na krótko odsunął się ode mnie usuwając z mojego ciała wszelkie zbędne materiały. Szeptał do ucha najpiękniejsze słowa aż w końcu nasze ciała przemówiły najpiękniejszym i jedynym w swoim rodzaju językiem.
***Niko***
Obudziłem się po południu, dokładnie o 15.30. Musnąłem ręką miejsce obok mnie, ale było puste. Poderwałem się z prędkością światła i sprawdziłem kuchnię i łazienkę- było pusto.
-Gdzieś ty się podziała?- mruczałem pod nosem.
Moją uwagę przykuła karteczka na stole. „Tylko nie to.”  Źle mi się to kojarzyło. Nie chciałem nawet myśleć, że uciekła. To by był szczyt wszystkiego.
Mój drogi Nixonie. Chciałam coś ugotować, ale wszystko co miałeś w lodówce było spleśniałe! Wstydź się! Kota nakarmiłam (chyba mnie polubił ;). Pojechałam sprawdzić jak funkcjonuje grupa, ale będę u siebie około 20. Przyjedź. Ugotuję coś na kolację. Będę czekać. Twoja M.
O mało co nie zawyłem z radości. Kilka razy przeczytałem liścik skupiając się na podpisie Twoja M. moja moja moja moja… Jak to brzmiało!
***Meg***
Ruszyłam do wejścia na halę. Gdzieś w oddali słyszałam muzykę i tupanie stopami. Tak, rozpoczęli choreografię. Moją uwagę przykuło coś kompletnie innego. Przetarłam oczy ze zdumienia. Chelsea trzymała za rękę Buszka! „To oni są razem? Ty durniu! Skupiałaś się na sobie zapominając o przyjaciółce!”- wyrzucałam sobie. Buszek mnie zauważył i zalał się swoim najbardziej krwistym rumieńcem .
-Nie przeszkadzajcie sobie.- puściłam oko do Chels ignorując jej pełną zdziwienia minę.-Pójdę sprawdzić jak tam grupa.
Chwilę później u mojego boku pojawiła się Chelsea wyraźnie skonsternowana zaistniałą sytuacją.
-Nie mówiłaś, że wracasz.
-Nie wiedziałam czy wrócę.- patrzyłyśmy na wszystko poza nami udając wielce obrażone.
-A co się zmieniło?
-Okoliczności.
-Brzmi ciekawie, doprawdy.
Zakończyłam próbę obwieszczeniem, że na jakiś czas zostaję w Rzeszowie i próby będą odbywały się ze mną i Chels. Większość ucieszyła się mojego powrotu, dla reszty oznaczało to wytężoną pracę. Puściłam ich wolno zapowiadając próbę następnego dnia.
-Kawa w bufecie?
-Należą mi się jakieś wyjaśnienia.
-Strasznie się rządzisz odkąd zrobiłam cię decyzyjną.- zaśmiałam się.- Wszystko ci opowiem, tylko chodźmy na kawę.
Nie do końca wiedziałam jak mam określić minę Chelsea. Zdumiona? Zszokowana? Radosna? Cholera wie jak… Wyglądała jak pies pekińczyk z wielkim bananem na twarzy, a może jak kosmitka?
-Czyli znowu jesteście razem?
-Nie tak szybko. Muszę z nim porozmawiać.
-Wcale nie musicie rozmawiać, dzisiaj przecież nie rozmawialiście i świetnie daliście sobie radę…
-Och!- rzuciłam w nią serwetką.
-Przecież widzę. Zaróżowione policzki, śmiejące się oczy. Tak nie wygląda dziewczyna, która noc spędziła siedząc na krześle.
-Chelsea, przestań!- zawstydziłam się.
-Co masz zamiar zrobić? Chyba nie zwiejesz kolejny raz?
-Nie, nie zwieję. Porozmawiam z nim dzisiaj przy kolacji, oczywiście jak przyjdzie.
-Przybiegnie w podskokach!
-Chodź, pojedziesz ze mną na Podpromie. Mam z niektórymi do pogadania.
Na Podpromiu wrzało jak zawsze. Trening był intensywny, to też nikt nie zwrócił uwagi, że weszłyśmy. Podeszłam do trenera i poprosiłam o chwilę rozmowy z Fabianem i Krzyśkiem. Trener, oczywiście ze sceptyczną miną, przywołał chłopaków i posłał ich na trybuny, gdzie siedziałyśmy.
-Z Niko już wszystko gra. Sprawy są wyjaśnione.
-Czyli nie będzie łez i tragedii?
-Tego nie mogę obiecać. Wiem na pewno, że przez najbliższy czas będzie dobrze.
-To co się działo między wami poruszyło całą drużynę.- skarcił mnie Krzysiek.- Niko jest częścią nas, a ty jesteś dla mnie jak siostra. Nie chcemy już więcej takich przeżyć.
-Przepraszam w swoim imieniu i Nikołaja. Proszę, nie róbcie sobie z niego, zwłaszcza teraz, kozła ofiarnego i przedmiotu żartów. Przekażcie moją prośbę innym.-zmierzyłam ich wzrokiem.- Mam jeszcze jedno pytanie… Fabian skąd wiedziałeś, żeby do mnie zadzwonić?- chłopak przełknął głośno ślinę.
-Po jednym z meczów, wyciągnęliśmy z niego całą prawdę o was. To wszystko dało nam nieźle po mordzie. Nie wiedzieliśmy, że tak się sprawy mają. Wszyscy złożyliśmy do kupy przyczyny jego zachowania i po prostu automatycznie wybrałem twój numer.
-Było minęło. Dzisiaj jest nowy dzień i początek wdrażania spokoju w nasze życie.
-To znaczy, że wracacie do siebie?- Igła spojrzał na mnie badawczo.
-Jeszcze nie wiem.
Wracałam do domu jak na skrzydłach wioząc ogromne zakupy. Pomyślałam o wykwintnej kolacji, ale szybko zbeształam się za ten pomysł. Zwykła, domowa kolacja powinna wystarczyć. Poza tym moje podboje kulinarne nie były zbyt okazałe i próba gotowania czegoś nieznanego mogłaby się skończyć fiaskiem. Zwykłe nadziewane cannelloni musiało wystarczyć.
-Jeszcze tylko zaliczyć szybki prysznic i przebrać się.- strofowałam się.- Tylko czy ja mam coś odpowiedniego…
Chwilę po ostatnich szlifach amerykańsko-słowiańskiej urody czekał On. Schludnie ubrany i z bukietem kwiatów.

-Frezje, twoje ulubione.

______________________________________

Nieuchronnie zbliżamy się do końca historii. Pozostał jedynie rozdział 10 i epilog.
Moje miłe. Zawaliłam sprawę, bo rozdział powinien być dodany w piątek. Niestety, za dużo w moim życiu się działo tamtego dnia, a wczoraj jeszcze weselna zabawa....
Kolejny rozdział punktualnie w piątek.

4 komentarze:

  1. Naprawdę jeszcze tylko jeden rozdział + epilog i koniec? Tak bardzo zżyłam się z Meg i Nico.. Będę za nimi tęsknić ;(
    Ale wracając do rozdziału.. Rozmowa im się przyda. Taka porządna. Bez przerywania. Żeby mogli wyrazić to, czego oczekują i czego się obawiają. Jeśli mają znów być razem, muszę być ze sobą szczerzy. I ja nie widzę innego wyjścia niż to, by znów byli razem, bo jak dalej będą zakłócać 'spokój' Resovii, to ich chyba zamkną na dłuższy czas samych w szatni. ;D
    Pozdrawiam i całuję! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju co tu mam duzo mówic *'*
    Kochammmmm tooi nie chce by ta historia sie skonczyla
    Ale to ci przyzna jesto to jeden z moicj ukochanszych blogów i z niecierpliwościa czekam na piatek
    Buziaczki ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. super rozdział masakra nie kończ tak szybko tego opowiadania jest ono świetne
    czekam na kolejny rozdział a właściwie kiedy będzie
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń