piątek, 4 września 2015

Rozdział 8- "Nieodebrane połączenia"

Wrzód na tyłku

***dwa tygodnie później***
-Dlaczego jesteś dzisiaj tak ładnie ubrana?- zapytał Mike wchodząc do kuchni.
-Bo mam dzisiaj spotkanie.- uśmiechnęłam się do brzdąca.- Za chwilę przyjedzie ciocia Iwona z Sebastianem, posiedzą trochę z tobą.

Maluch zmarszczył czoło wyrazie dając znak, że przetwarza wypowiedziane przeze mnie słowa.

-Wolałbym zostać z Niko, zadzwoń po niego.- ale wyczucie czasu. Zdobyłam się na ciche westchnięcie i opanowany ton głosu.
-Kochanie, Niko także musi być na zebraniu. Poza tym zawsze lubiłeś bawić się z Sebastianem wujka Igły i pewnie byłoby mu przykro gdybym kazała mu nie przyjeżdżać.- tym argumentem trafiłam w tok rozumowania Mike’go.
-Niko jest o wiele fajniejszy.- stwierdził.- Ale Sebastiana też lubię, pogramy w piłkarzyki jak przyjdzie.

Kilka minut później goście już byli rozbierając się i rozcierając ręce z zimna. Chłopcy od razu zaczęli wariować niemal zagłuszając rozmowę z Iwoną.

-Wyglądasz na spiętą.- zauważyła Iwona.
-To nic takiego. Mam tak przed każdym spotkaniem.- zapewniłam.-Jeżeli Mike będzie dokuczał to nie oglądaj się na nic i po prostu go skrzycz porządnie. I proszę, nie krępujcie się i częstujcie się czym chcecie. Mike!- zawołałam chłopca.- Nie ubrudź się proszę, bo spakowałam już wszystkie twoje ubranka.- pogłaskałam chłopca po blond czuprynie  i ruszyłam do drzwi
-Ślicznie wyglądasz.- rzuciła na pożegnanie Iwona. Pomachałam im i wyszłam zmierzyć się z gradem pytań.

Droga do siedziby tym razem była za krótka. Wewnętrznie cała się trzęsłam nie mogąc złapać miarowego oddechu. W końcu zauważyłam Chels podjeżdżającą pod siedzibę i musiałam się zmusić do obojętnej i wyrachowanej miny.

-Wszyscy już czekają.- rzuciłam całując ją w policzek na powitanie.
-Zaraz zaraz. Co ty kombinujesz? Chyba nie chcesz odejść?
-Nie. Chodźmy już.- pogoniłam ją.
-To po co ja tam mam być?
-Nie zadawaj tylu pytań. To niezdrowe.

Chels skarciła mnie wzrokiem nadal konfrontując swoje przypuszczenia z tym co powiedziałam. Obecność bliskiej osoby dodawała mi otuchy, ale nie na tyle bym przestała myśleć- o Nim.
Wszyscy już czekali w konferencyjnej. Niczym na dobre wszystko się zaczęło wymieniłam uprzejmości z prezesem i zasiadłam na swoim stałym miejscu. Naprzeciwko mnie siedziała Chelsea, a obok mnie Krzysiek. Niko siedział po przekątnej łypiąc na mnie spode łba.

-Pani Robinson, proszę nie trzymać nas w niepewności i powiedzieć czemu zawdzięczamy dzisiejsze zebranie.- rozpoczął prezes.
-Rzeczywiście, spotkaliśmy się dzisiaj, bo mam wam coś ważnego do powiedzenia.- schowałam drżące ręce pod stół i poprawiłam się na krześle.- Wyjeżdżam.- nie byłam w stanie spojrzeć nikomu w oczy.- Na czas mojej nieobecności wszelka decyzyjność spada na Chelsea.

W sali zapanowało ogólne poruszenie.  Wszystkie oczy były zwrócone ku mnie w niedowierzaniu i autentycznym zdziwieniu.

-Nadal pozostanę szefową MRE, zmieni się jedynie osoba nadzorująca tu na miejscu. Będę przyjeżdżać w miarę możliwości jak najczęściej…
-A jeżeli nie zgodzę się?- odezwała się Chels.
-Chels, proszę. Chcę oddać Asseco w znane i cenione mi ręce, a tylko ty jesteś w stanie to udźwignąć.- nadal nie była przekonana.

Nie byłam przygotowana na walkę argumentów. Tym bardziej zdziwiła mnie reakcja Chels. Nadal nie byłam w stanie spojrzeć na Nikołaja i celowo nie patrzyłam w tamtą stronę omijając czekoladowe tęczówki jakkolwiek się dało.

-Nie wiem czy to chwilowe zaćmienie, ale muszę zapytać. Czy pamięta pani zapis o odpowiedzialności?- zbił mnie z pantałyku pan prezes.
-Owszem. Mówi on o zakazie przekazu władzy w inne ręce. Zapewniam, że tego przestrzegam dlatego powtarzam, że władza zostaje w moich rękach, ale zmieni się osoba decyzyjna na miejscu. To nie jest naruszenie umowy.
-Mówię o finale PlusLigi. Wówczas muszą być wszyscy wpływowi ludzie, mniej lub więcej uczestniczący w życiu Asseco Resovii.
-Proszę być pewnym, że wywiążę się z umowy. Proszę nie brać mojego wyjazdu do siebie bowiem składają się na niego różne czynniki.
-Osobiste też?- pytanie padło z naprzeciwka. Prosto w oczy i ze wściekłością patrzył na mnie Nikołaj prowokując odpowiedź.
-Osobiste także. Ale nie tylko. – skwitowałam. Oczywiście, że skłamałam, no bo po co mielibyśmy się męczyć? Ja wyjadę, a on zapomni. Znowu.
-Nadal nie rozumiem pani wyjazdu. Współpraca nam się układa, prawda?- pod gradem pytań moje dłonie drżały jak pijanemu na detoksie.
-Układa. Powtarzam kolejny raz. Zostajecie w najlepszych rękach. Lepszych nie ma.
-Oprócz pani, a my współpracujemy tylko z najlepszymi. A jeżeli pani nie jest w stanie dotrzymać słowa, my wyciągniemy konsekwencje.

Niepostrzeżenie wstałam objęta białą gorączką. Prezesik sobie pogrywał, a ja wiedziałam, że nic nie mógł mi zrobić. Nie ładnie jest używać szantażu w biznesie. Krzysiek ciągnął mnie za rękę, żebym usiadła, ale ogarnięta furią nie zwracałam na niego uwagi. Powstrzymałam w gardle krzyk i przemówiłam zimno.

-Szantaży rodem z podwórka może pan sobie używać, ale ja mam swój rozum i nie dam się tak łatwo manipulować. Swoje widzimisie i dąsy proszę zostawić sobie na wewnątrzfirmowe spotkania. I jeszcze jedno: jeżeli dowiem się o próbach manipulacji moimi pracownikami to ja wyciągnę konsekwencje, a pragnę przypomnieć, że dzięki swoim grzeszkom, ma pan więcej do stracenia niż ja.- gdybym była Smokiem Wawelskim prezes zamieniłby się w pożal się boże rycerzyka na słomianym koniu, ale moje jadowite spojrzenie musiało wystarczyć.
I wystarczyło na tyle by prezes zbladł jak ściana, odchrząknął i rozluźnił krawat pod szyją błądząc w popłochu wzrokiem.
-Nie wiem o czym pani mówi.- wysapał.
-Bardzo dobrze pan wie. Ale to rozmowa na inne zebranie. To jest zakończone.

Wszyscy stali oniemieni ostrą wymianą zdań i zmianą siły przewodniej. Patrzyli na siebie jakby to, czego dzisiaj byli świadkami było częścią programu „Mamy cię!”

-Chciałam wam podziękować za ostatni miesiąc. Nie mówię żegnam, bo może jeszcze kiedyś się zobaczymy.- spojrzałam po nich już łagodniejszym wzrokiem uzupełniając surowy wyraz twarzy o lekki uśmiech.

Nie czekając na reakcję dżentelmenów, których było bez wątpienia bez liku w drużynie, otworzyłam sobie szklane drzwi i wymaszerowałam na korytarz. Obok mnie dreptała Chels desperacko zabierając ode mnie wszelkie dokumenty i notatnik biznesowy. Krzysiek chcąc dać mi trochę oddechu szedł parę metrów za mną. Na schodach zewnętrznych wychodzących na parking byłam sama i z każdym krokiem bardziej samotna.

-Stchórzyłaś!- odwróciłam głowę dawno wiedząc kto jest nadawcą tych słów.- Zatrzymaj się!- chłopak podbiegł do mnie i złapał mocno za nadgarstek.
-Niko, puść mnie.- powiedziałam spokojnie.
-Stchórzyłaś!- powtórzył.-Spójrz na mnie! No spójrz do cholery na mnie!

Spojrzałam w jego bezwzględne i wściekłe oczy. Dysząc ciężko wpatrywał się we mnie wzrokiem bazyliszka. Czułam jak wraz ze zwalniającym się uściskiem, zwalniają wszystkie emocje. Oczy sukcesywnie napełniały się słonym płynem, a policzki zrobiły się intensywnie różowe.

-Po co to wszystko?- zapytał cicho.- Przecież wiem, że ciebie też to boli. Nasze wspomnienia to my i musimy to zaakceptować.- zebrało mi się na płacz. Cicho szlochając czułam jak ręka Nikiego zwolniła uścisk, powędrowała na plecy i leciutko przycisnęła mnie do niego.- Chcesz tak zwyczajnie uciec?
Odsunął mnie od siebie  zaglądając głęboko w oczy. Wszystkie wspomnienia na nowo pojawiły się w mym sercu. Żałość wypełniła sumienie. A odpowiedzi nadal nie było. Pytanie „Dlaczego?” zostało bez echa.
-Możesz uciekać. Ale od naszych wspomnień nie uciekniesz. Dopadną cię tak jak mnie każdej nocy, a wtedy zastanowisz się czy aby na pewno nie jest za późno. Meg, zastanów się…przecież możemy zacząć wszystko od nowa.- odsunął mnie od siebie i ostatni raz spojrzał na mnie, później już ani razu się nie odwrócił.

On odszedł, a ja opadłam na schody zupełnie zdruzgotana tym co mi powiedział. Wiedziałam, że swoim odejściem sprawiłam mu krzywdę, że przeze mnie nie jest sobą. To był błąd, że ponownie wylądowałam w Rzeszowie, ale nie mogłam nic zrobić, bo moja podświadomość była silniejsza niż wola.
Krzysiek zapakował mnie do samochodu, a Chels zabrała się z nami, tak dla asekuracji. Miałam godzinę na doprowadzenie się do ładu więc po drugiej hydroxizynie zdecydowałam się ruszyć do Warszawy. Nastawiłam budzik, który dzwoniąc co godzinę informował o tym, że powinnam zjechać na stację i wypić kolejną kawę, a Mikiego przypilnować, by napił się i zrobił gryza kanapki.
Malec zasiadł naprzeciwko mnie przy stoliku na stacji i bacznie mi się przyglądał. Odrywając wzrok od swojej ulubionej kanapki z salami zatrzymał swój wzrok na trochę dłużej.

-Znowu jesteśmy na tej stacji. Tej, na której wpadłaś na Niko jakbyś nie pamiętała.- odpowiedziałam kiwnięciem głowy.- Ciągle jesteś smutna, to przeze mnie?
-Nawet tak nie myśl. Mam po prostu więcej niż zwykle na głowie.- malec przekręcił głowę na bok i kolejny raz przyjrzał mi się uważnie.
-Eeee e, nie prawda.- wzruszył ramionami.- Jesteś smutna, słyszałem nawet jak wujek tak mówił do cioci. To przez Niko? Jak tak to szkoda, bo go polubiłem.
-Nie. To nie przez niego. Ja narozrabiałam tym razem. Zjadłeś już?
Zajechaliśmy do Warszawy późną nocą, Mike smacznie spał w foteliku, ale delikatnie przenosząc go do domu udało mi się go nie obudzić. W kuchni czekała na mnie  Eli, Daniela nie było. Nasze spojrzenia skrzyżowały się i widząc kobiece współczucie poczułam, że chociaż jedna osoba mnie rozumie.
-Nie pytaj. Nie dzisiaj.- opadłam na krzesło.
-Nie będę, Krzysiek dzwonił. Wiem co nie co.- uklękła przy mnie i wzięła za rękę.- Każdy dzień będzie lepszy od poprzedniego, wierzę w to. Wierzę również, że sobie poradzisz. Pozwól tylko, żeby to serce zabrało głos, nie rozum.- jej ciepły dotyk dłoni dodał mi otuchy.
- To wszystko spieprzyło się i nie wiem czy można to odbudować. Ale nie chce o tym myśleć, za 6 godzin mam wylot do Chicago, przepakuje się. Myśleć będę w samolocie.
-Nie myśl, tylko poczuj.
***13 dni 5 godzin 7 minut później***
Ruch na lotnisku w Warszawie był spory. Przedzierając się z bagażem w stronę stojących na postoju taksówek szukałam wzrokiem znajomych twarzy. I choć wiedziałam, że nikogo nie będzie, bo nikogo nie informowałam o wcześniejszym przylocie to jednak tliła się we mnie jakaś nadzieja. Nadzieja umarła kiedy weszłam do taksówki.

-Na Smyczkową poproszę.

Miałam nadzieję na długą kąpiel i gorącą czekoladę, także na wiercącego się kilkulatka na kolanach. Mijając poszczególne ulice napawałam się widokiem wczesnego mroku i zapalonych na żółto latarni. Wyprawa do Stanów trochę uspokoiła mnie wewnętrznie i wracając sądziłam, że nic nie jest w stanie zburzyć mojego wewnętrznego spokoju.
Zajechałam pod dom pełna entuzjazmu. Niestety dom był zamknięty na głucho. Wszyscy wyszli. Powoli przeczołgałam się z walizką na górę do swojego pokoju. Telefon osobisty leżał na szafce wyłączony i dając mi przez te 2 tygodnie odetchnąć. Usłyszałam na dole szczęk klamki i już wiedziałam, że mój blondas za chwilę mnie dopadnie i nie odejdzie dopóki nie położę go spać.

-Chyba ktoś jest w domu.- usłyszałam konspiracyjny szept Daniela. Wychyliłam się przez barierkę.
-Wasz wrzód na tyłku wrócił.- z uśmiechem zbiegłam na dół.
-Głupiaś. Mogłaś uprzedzić, że wracasz wcześniej, wyjechałbym na lotnisko. Jak tam Chicago?
-Wciąż jest i ma się coraz lepiej. Przy okazji odwiedziłam Nannę i dziadka Tadeusza….

Wieczór minął na opowieściach o domu rodzinnym. Całą przeprowadzkę do Polski najbardziej przeżył Daniel, toteż słuchał z wyraźnym zaciekawieniem opowieści o dziadkach i naszej niani z okresu dzieciństwa.

-Myśleliśmy o wyjeździe do Stanów na miesiąc miodowy.
-Super sprawa. A zdecydowaliście już kiedy ślub?- oboje spojrzeli po sobie z widoczną ulgą.
-W sierpniu, 22-go.

„Pójdę sama. Niko będzie na zgrupowaniu reprezentacji przed Pucharem Świata.”- zamarłam. Pierwszy raz od dwóch tygodni pomyślałam o Nim. Dziwne, jakby to było zupełnie naturalne, tak jak 3 lata temu.

-To cudownie. To piękny miesiąc.- zdołałam jedynie tyle z siebie wykrzesać.

Po obiecanej sobie kąpieli i gorącej czekoladzie poczułam się znużona i zmęczona. Leniwie wdrapałam się na piętro do swojego pokoju. Telefon kusił mnie jak zakazany owoc. I skusił. Poczekałam aż się porządnie włączy. Po chwili zaczął niemiłosiernie buczeć, drgał posuwając się po całym stoliku.

-Co jest do cholery?!- spojrzałam na wyświetlacz.-Masakra.
43 nieodebrane połączenia, 28 wiadomości.
-I weź tu człowieku przeżyj bez telefonu.

Numery były rozmaite. Części z nich nie miałam w swoich kontaktach. „Pewnie konsultanci z call centre”- pomyślałam. Większość smsów była od Krzyśka i Chelsea. Oboje zamartwiali się moim nagłym zniknięciem. Telefon zawibrował po raz kolejny. Ktoś dzwonił.

-Halo?- odebrałam podejrzliwie.
-Cześć Meg.- męski głos powitał mnie w słuchawce.
-Z kim roz…..Fabian to ty?
-Tak, przepraszam, że tak wydzwaniam o tej porze. Ale mam sprawę, pilną dość.
-Jasne, nic się nie stało. Co tam?
-Meg, od kilku dni nie wiemy co się z nim dzieje…-  nastąpiło ciche westchnięcie po drugiej stronie, a mnie puls przyspieszył do 120.
-Fabian, z kim? Z Nikołajem? Zaginął?!
-Nie. Pojawia się wezwany, tylko…
-Tylko co? Fabian mów!- nerwy wzięły nade mną górę.
-Z nikim nie rozmawia albo drze się. Znika od razu po treningu, nie otwiera drzwi, nie odbiera od nas telefonów. Tylko od trenera. Z resztą trener ma na uwadze jego dziwne zachowanie… Zrobił się niebezpieczny, sam dla siebie.
-Ale co ma to ze mną…
-Meg proszę cię. Nie widziałaś go ostatnio. Wygląda strasznie. Blady jak ściana, worki pod oczami, spuszczona głowa…

Poczułam jak wewnątrz mnie wszystkie narządy przestają działać. W pokoju zrobiło się nagle zimno i ciemno. Zmysły zostały wyostrzone do granic możliwości. Milion myśli przewinęło się przez moją głowę. I wtedy coś zrozumiałam.

-Przyjadę najwcześniej jak się da.- zakomunikowałam.- Wyślij mi jego adres smsem.
-Dzięki, bardzo na ciebie liczymy.
-Dziękuję, że zadzwoniłeś.


Rzuciłam kilka słów gwoli wytłumaczenia i wyruszyłam do Rzeszowa. W głowie układałam sobie najróżniejsze obelgi i argumenty, które miały Nikiemu trafić do rozumu. Jednocześnie martwiłam się o niego. Ba! Strach o niego mnie paraliżował.

________________________________________

I już rozdział 8. Trochę późno go dodaję, ale zdaję sobie sprawę, że większość z Was wróciła do szkoły i nie ma na tyle czasu, by czytać. Ja z kolei wróciłam do pracy i to też jest powodem tak późnego dodania rozdziału.
Mam nadzieję, że wybaczycie :P
Co do naszych bohaterów... Oboje podchodzą emocjonalnie do wspomnień i utrudnia im to porozumienie się. Odpoczynek od siebie zrobił swoje, ale czy dadzą radę zapomnieć i pogodzić się? No cóż, tego dowiecie się w następnym rozdziale.

Pozdrawiam,
Meg R.

3 komentarze:

  1. Ja tam myślę, że odpoczynek bardziej był potrzebny Meg niż Nikiemu. Siatkarz przeżył to wszystko strasznie boleśnie, a to co mówił Fabian, wcale nie podniosło mnie na duchu. Mam wrażenie, że Meg uciekła od problemu. Potrzebowała czasu i to jest całkowicie zrozumiała, ale czy nie mogła wcześniej wyjaśnić parę spraw z Nikołajem? Nie mogła mu powiedzieć, że musi przemyśleć parę rzeczy, uporządkować swoje życie, zastanowić się, co jest dla niej najważniejsze? Bo co on mógł sobie pomyśleć? Dowiaduje się nagle, że Meg wyjeżdża, nie dostał żadnego wyraźnego powodu i nie zdążył się z nią pogodzić. Na pewno wymyślał niestworzone rzeczy.. Albo poczuł się jak te kilka lat temu, kiedy myślał, że odeszła bez żadnego słowa..
    Mam nadzieję, że się dogadają. Że Meg pomoże się podnieść Nikołajowi, a on sam zdoła pomóc Meg.Tego bym chciała. ;)
    Pozdrawiam i całuję! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze mogę liczyć na Twoją analizę i bardzo Ci jestem za to wdzięczna. To prawda, Meg jest egoistką i boi się problemów i zobowiązań. Nie słucha serca tylko durnych przeczuc i przez to cierpi całe otoczenie. Taka popieprzona z nich para :) oni przeżywają swój dziwny związek, a ja razem z nimi.
      Do piątku!

      Usuń
  2. Biedny Niko :( Mam nadzieje że Meg pomoże Niko i oni będą jeszcze razem <3
    Do następnego :*
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń