Wrzód na tyłku
***dwa
tygodnie później***
-Dlaczego jesteś
dzisiaj tak ładnie ubrana?- zapytał Mike wchodząc do kuchni.
-Bo mam dzisiaj
spotkanie.- uśmiechnęłam się do brzdąca.- Za chwilę przyjedzie ciocia Iwona z
Sebastianem, posiedzą trochę z tobą.
Maluch zmarszczył czoło
wyrazie dając znak, że przetwarza wypowiedziane przeze mnie słowa.
-Wolałbym zostać z
Niko, zadzwoń po niego.- ale wyczucie czasu. Zdobyłam się na ciche westchnięcie
i opanowany ton głosu.
-Kochanie, Niko także
musi być na zebraniu. Poza tym zawsze lubiłeś bawić się z Sebastianem wujka
Igły i pewnie byłoby mu przykro gdybym kazała mu nie przyjeżdżać.- tym
argumentem trafiłam w tok rozumowania Mike’go.
-Niko jest o wiele
fajniejszy.- stwierdził.- Ale Sebastiana też lubię, pogramy w piłkarzyki jak
przyjdzie.
Kilka minut później
goście już byli rozbierając się i rozcierając ręce z zimna. Chłopcy od razu
zaczęli wariować niemal zagłuszając rozmowę z Iwoną.
-Wyglądasz na spiętą.-
zauważyła Iwona.
-To nic takiego. Mam
tak przed każdym spotkaniem.- zapewniłam.-Jeżeli Mike będzie dokuczał to nie
oglądaj się na nic i po prostu go skrzycz porządnie. I proszę, nie krępujcie
się i częstujcie się czym chcecie. Mike!- zawołałam chłopca.- Nie ubrudź się
proszę, bo spakowałam już wszystkie twoje ubranka.- pogłaskałam chłopca po
blond czuprynie i ruszyłam do drzwi
-Ślicznie wyglądasz.-
rzuciła na pożegnanie Iwona. Pomachałam im i wyszłam zmierzyć się z gradem
pytań.
Droga do siedziby tym
razem była za krótka. Wewnętrznie cała się trzęsłam nie mogąc złapać miarowego
oddechu. W końcu zauważyłam Chels podjeżdżającą pod siedzibę i musiałam się
zmusić do obojętnej i wyrachowanej miny.
-Wszyscy już czekają.-
rzuciłam całując ją w policzek na powitanie.
-Zaraz zaraz. Co ty
kombinujesz? Chyba nie chcesz odejść?
-Nie. Chodźmy już.-
pogoniłam ją.
-To po co ja tam mam
być?
-Nie zadawaj tylu
pytań. To niezdrowe.
Chels skarciła mnie
wzrokiem nadal konfrontując swoje przypuszczenia z tym co powiedziałam.
Obecność bliskiej osoby dodawała mi otuchy, ale nie na tyle bym przestała
myśleć- o Nim.
Wszyscy już czekali w
konferencyjnej. Niczym na dobre wszystko się zaczęło wymieniłam uprzejmości z
prezesem i zasiadłam na swoim stałym miejscu. Naprzeciwko mnie siedziała
Chelsea, a obok mnie Krzysiek. Niko siedział po przekątnej łypiąc na mnie spode
łba.
-Pani Robinson, proszę
nie trzymać nas w niepewności i powiedzieć czemu zawdzięczamy dzisiejsze
zebranie.- rozpoczął prezes.
-Rzeczywiście,
spotkaliśmy się dzisiaj, bo mam wam coś ważnego do powiedzenia.- schowałam
drżące ręce pod stół i poprawiłam się na krześle.- Wyjeżdżam.- nie byłam w
stanie spojrzeć nikomu w oczy.- Na czas mojej nieobecności wszelka decyzyjność
spada na Chelsea.
W sali zapanowało
ogólne poruszenie. Wszystkie oczy były
zwrócone ku mnie w niedowierzaniu i autentycznym zdziwieniu.
-Nadal pozostanę
szefową MRE, zmieni się jedynie osoba nadzorująca tu na miejscu. Będę
przyjeżdżać w miarę możliwości jak najczęściej…
-A jeżeli nie zgodzę
się?- odezwała się Chels.
-Chels, proszę. Chcę
oddać Asseco w znane i cenione mi ręce, a tylko ty jesteś w stanie to
udźwignąć.- nadal nie była przekonana.
Nie byłam przygotowana
na walkę argumentów. Tym bardziej zdziwiła mnie reakcja Chels. Nadal nie byłam
w stanie spojrzeć na Nikołaja i celowo nie patrzyłam w tamtą stronę omijając
czekoladowe tęczówki jakkolwiek się dało.
-Nie wiem czy to
chwilowe zaćmienie, ale muszę zapytać. Czy pamięta pani zapis o
odpowiedzialności?- zbił mnie z pantałyku pan prezes.
-Owszem. Mówi on o
zakazie przekazu władzy w inne ręce. Zapewniam, że tego przestrzegam dlatego
powtarzam, że władza zostaje w moich rękach, ale zmieni się osoba decyzyjna na
miejscu. To nie jest naruszenie umowy.
-Mówię o finale
PlusLigi. Wówczas muszą być wszyscy wpływowi ludzie, mniej lub więcej
uczestniczący w życiu Asseco Resovii.
-Proszę być pewnym, że
wywiążę się z umowy. Proszę nie brać mojego wyjazdu do siebie bowiem składają
się na niego różne czynniki.
-Osobiste też?- pytanie
padło z naprzeciwka. Prosto w oczy i ze wściekłością patrzył na mnie Nikołaj
prowokując odpowiedź.
-Osobiste także. Ale
nie tylko. – skwitowałam. Oczywiście, że skłamałam, no bo po co mielibyśmy się
męczyć? Ja wyjadę, a on zapomni. Znowu.
-Nadal nie rozumiem
pani wyjazdu. Współpraca nam się układa, prawda?- pod gradem pytań moje dłonie
drżały jak pijanemu na detoksie.
-Układa. Powtarzam
kolejny raz. Zostajecie w najlepszych rękach. Lepszych nie ma.
-Oprócz pani, a my
współpracujemy tylko z najlepszymi. A jeżeli pani nie jest w stanie dotrzymać
słowa, my wyciągniemy konsekwencje.
Niepostrzeżenie wstałam
objęta białą gorączką. Prezesik sobie pogrywał, a ja wiedziałam, że nic nie
mógł mi zrobić. Nie ładnie jest używać szantażu w biznesie. Krzysiek ciągnął
mnie za rękę, żebym usiadła, ale ogarnięta furią nie zwracałam na niego uwagi.
Powstrzymałam w gardle krzyk i przemówiłam zimno.
-Szantaży rodem z
podwórka może pan sobie używać, ale ja mam swój rozum i nie dam się tak łatwo
manipulować. Swoje widzimisie i dąsy proszę zostawić sobie na wewnątrzfirmowe
spotkania. I jeszcze jedno: jeżeli dowiem się o próbach manipulacji moimi
pracownikami to ja wyciągnę konsekwencje, a pragnę przypomnieć, że dzięki swoim
grzeszkom, ma pan więcej do stracenia niż ja.- gdybym była Smokiem Wawelskim
prezes zamieniłby się w pożal się boże rycerzyka na słomianym koniu, ale moje
jadowite spojrzenie musiało wystarczyć.
I wystarczyło na tyle
by prezes zbladł jak ściana, odchrząknął i rozluźnił krawat pod szyją błądząc w
popłochu wzrokiem.
-Nie wiem o czym pani
mówi.- wysapał.
-Bardzo dobrze pan wie.
Ale to rozmowa na inne zebranie. To jest zakończone.
Wszyscy stali oniemieni
ostrą wymianą zdań i zmianą siły przewodniej. Patrzyli na siebie jakby to,
czego dzisiaj byli świadkami było częścią programu „Mamy cię!”
-Chciałam wam
podziękować za ostatni miesiąc. Nie mówię żegnam, bo może jeszcze kiedyś się
zobaczymy.- spojrzałam po nich już łagodniejszym wzrokiem uzupełniając surowy
wyraz twarzy o lekki uśmiech.
Nie czekając na reakcję
dżentelmenów, których było bez wątpienia bez liku w drużynie, otworzyłam sobie
szklane drzwi i wymaszerowałam na korytarz. Obok mnie dreptała Chels desperacko
zabierając ode mnie wszelkie dokumenty i notatnik biznesowy. Krzysiek chcąc dać
mi trochę oddechu szedł parę metrów za mną. Na schodach zewnętrznych
wychodzących na parking byłam sama i z każdym krokiem bardziej samotna.
-Stchórzyłaś!-
odwróciłam głowę dawno wiedząc kto jest nadawcą tych słów.- Zatrzymaj się!-
chłopak podbiegł do mnie i złapał mocno za nadgarstek.
-Niko, puść mnie.-
powiedziałam spokojnie.
-Stchórzyłaś!-
powtórzył.-Spójrz na mnie! No spójrz do cholery na mnie!
Spojrzałam w jego
bezwzględne i wściekłe oczy. Dysząc ciężko wpatrywał się we mnie wzrokiem
bazyliszka. Czułam jak wraz ze zwalniającym się uściskiem, zwalniają wszystkie
emocje. Oczy sukcesywnie napełniały się słonym płynem, a policzki zrobiły się
intensywnie różowe.
-Po co to wszystko?-
zapytał cicho.- Przecież wiem, że ciebie też to boli. Nasze wspomnienia to my i musimy to
zaakceptować.- zebrało mi się na płacz. Cicho szlochając czułam jak ręka
Nikiego zwolniła uścisk, powędrowała na plecy i leciutko przycisnęła mnie do
niego.- Chcesz tak zwyczajnie uciec?
Odsunął mnie od
siebie zaglądając głęboko w oczy.
Wszystkie wspomnienia na nowo pojawiły się w mym sercu. Żałość wypełniła
sumienie. A odpowiedzi nadal nie było. Pytanie „Dlaczego?” zostało bez echa.
-Możesz uciekać. Ale od
naszych wspomnień nie uciekniesz. Dopadną cię tak jak mnie każdej nocy, a wtedy
zastanowisz się czy aby na pewno nie jest za późno. Meg, zastanów się…przecież
możemy zacząć wszystko od nowa.- odsunął mnie od siebie i ostatni raz spojrzał
na mnie, później już ani razu się nie odwrócił.
On odszedł, a ja
opadłam na schody zupełnie zdruzgotana tym co mi powiedział. Wiedziałam, że
swoim odejściem sprawiłam mu krzywdę, że przeze mnie nie jest sobą. To był
błąd, że ponownie wylądowałam w Rzeszowie, ale nie mogłam nic zrobić, bo moja
podświadomość była silniejsza niż wola.
Krzysiek zapakował mnie
do samochodu, a Chels zabrała się z nami, tak dla asekuracji. Miałam godzinę na
doprowadzenie się do ładu więc po drugiej hydroxizynie zdecydowałam się ruszyć
do Warszawy. Nastawiłam budzik, który dzwoniąc co godzinę informował o tym, że
powinnam zjechać na stację i wypić kolejną kawę, a Mikiego przypilnować, by
napił się i zrobił gryza kanapki.
Malec zasiadł
naprzeciwko mnie przy stoliku na stacji i bacznie mi się przyglądał. Odrywając
wzrok od swojej ulubionej kanapki z salami zatrzymał swój wzrok na trochę
dłużej.
-Znowu jesteśmy na tej
stacji. Tej, na której wpadłaś na Niko jakbyś nie pamiętała.- odpowiedziałam
kiwnięciem głowy.- Ciągle jesteś smutna, to przeze mnie?
-Nawet tak nie myśl.
Mam po prostu więcej niż zwykle na głowie.- malec przekręcił głowę na bok i
kolejny raz przyjrzał mi się uważnie.
-Eeee e, nie prawda.-
wzruszył ramionami.- Jesteś smutna, słyszałem nawet jak wujek tak mówił do
cioci. To przez Niko? Jak tak to szkoda, bo go polubiłem.
-Nie. To nie przez
niego. Ja narozrabiałam tym razem. Zjadłeś już?
Zajechaliśmy do
Warszawy późną nocą, Mike smacznie spał w foteliku, ale delikatnie przenosząc
go do domu udało mi się go nie obudzić. W kuchni czekała na mnie Eli, Daniela nie było. Nasze spojrzenia
skrzyżowały się i widząc kobiece współczucie poczułam, że chociaż jedna osoba
mnie rozumie.
-Nie pytaj. Nie
dzisiaj.- opadłam na krzesło.
-Nie będę, Krzysiek
dzwonił. Wiem co nie co.- uklękła przy mnie i wzięła za rękę.- Każdy dzień
będzie lepszy od poprzedniego, wierzę w to. Wierzę również, że sobie poradzisz.
Pozwól tylko, żeby to serce zabrało głos, nie rozum.- jej ciepły dotyk dłoni
dodał mi otuchy.
- To wszystko spieprzyło
się i nie wiem czy można to odbudować. Ale nie chce o tym myśleć, za 6 godzin
mam wylot do Chicago, przepakuje się. Myśleć będę w samolocie.
-Nie myśl, tylko
poczuj.
***13
dni 5 godzin 7 minut później***
Ruch na lotnisku w
Warszawie był spory. Przedzierając się z bagażem w stronę stojących na postoju
taksówek szukałam wzrokiem znajomych twarzy. I choć wiedziałam, że nikogo nie
będzie, bo nikogo nie informowałam o wcześniejszym przylocie to jednak tliła
się we mnie jakaś nadzieja. Nadzieja umarła kiedy weszłam do taksówki.
-Na Smyczkową poproszę.
Miałam nadzieję na
długą kąpiel i gorącą czekoladę, także na wiercącego się kilkulatka na
kolanach. Mijając poszczególne ulice napawałam się widokiem wczesnego mroku i
zapalonych na żółto latarni. Wyprawa do Stanów trochę uspokoiła mnie
wewnętrznie i wracając sądziłam, że nic nie jest w stanie zburzyć mojego
wewnętrznego spokoju.
Zajechałam pod dom
pełna entuzjazmu. Niestety dom był zamknięty na głucho. Wszyscy wyszli. Powoli
przeczołgałam się z walizką na górę do swojego pokoju. Telefon osobisty leżał
na szafce wyłączony i dając mi przez te 2 tygodnie odetchnąć. Usłyszałam na
dole szczęk klamki i już wiedziałam, że mój blondas za chwilę mnie dopadnie i
nie odejdzie dopóki nie położę go spać.
-Chyba ktoś jest w
domu.- usłyszałam konspiracyjny szept Daniela. Wychyliłam się przez barierkę.
-Wasz wrzód na tyłku
wrócił.- z uśmiechem zbiegłam na dół.
-Głupiaś. Mogłaś
uprzedzić, że wracasz wcześniej, wyjechałbym na lotnisko. Jak tam Chicago?
-Wciąż jest i ma się coraz
lepiej. Przy okazji odwiedziłam Nannę i dziadka Tadeusza….
Wieczór minął na
opowieściach o domu rodzinnym. Całą przeprowadzkę do Polski najbardziej przeżył
Daniel, toteż słuchał z wyraźnym zaciekawieniem opowieści o dziadkach i naszej
niani z okresu dzieciństwa.
-Myśleliśmy o wyjeździe
do Stanów na miesiąc miodowy.
-Super sprawa. A
zdecydowaliście już kiedy ślub?- oboje spojrzeli po sobie z widoczną ulgą.
-W sierpniu, 22-go.
„Pójdę sama. Niko
będzie na zgrupowaniu reprezentacji przed Pucharem Świata.”- zamarłam. Pierwszy
raz od dwóch tygodni pomyślałam o Nim. Dziwne, jakby to było zupełnie
naturalne, tak jak 3 lata temu.
-To cudownie. To piękny
miesiąc.- zdołałam jedynie tyle z siebie wykrzesać.
Po obiecanej sobie
kąpieli i gorącej czekoladzie poczułam się znużona i zmęczona. Leniwie
wdrapałam się na piętro do swojego pokoju. Telefon kusił mnie jak zakazany owoc.
I skusił. Poczekałam aż się porządnie włączy. Po chwili zaczął niemiłosiernie
buczeć, drgał posuwając się po całym stoliku.
-Co jest do cholery?!-
spojrzałam na wyświetlacz.-Masakra.
43 nieodebrane
połączenia, 28 wiadomości.
-I weź tu człowieku
przeżyj bez telefonu.
Numery były rozmaite.
Części z nich nie miałam w swoich kontaktach. „Pewnie konsultanci z call
centre”- pomyślałam. Większość smsów była od Krzyśka i Chelsea. Oboje
zamartwiali się moim nagłym zniknięciem. Telefon zawibrował po raz kolejny.
Ktoś dzwonił.
-Halo?- odebrałam
podejrzliwie.
-Cześć Meg.- męski głos
powitał mnie w słuchawce.
-Z kim roz…..Fabian to
ty?
-Tak, przepraszam, że
tak wydzwaniam o tej porze. Ale mam sprawę, pilną dość.
-Jasne, nic się nie
stało. Co tam?
-Meg, od kilku dni nie
wiemy co się z nim dzieje…- nastąpiło
ciche westchnięcie po drugiej stronie, a mnie puls przyspieszył do 120.
-Fabian, z kim? Z Nikołajem?
Zaginął?!
-Nie. Pojawia się
wezwany, tylko…
-Tylko co? Fabian mów!-
nerwy wzięły nade mną górę.
-Z nikim nie rozmawia
albo drze się. Znika od razu po treningu, nie otwiera drzwi, nie odbiera od nas
telefonów. Tylko od trenera. Z resztą trener ma na uwadze jego dziwne
zachowanie… Zrobił się niebezpieczny, sam dla siebie.
-Ale co ma to ze mną…
-Meg proszę cię. Nie
widziałaś go ostatnio. Wygląda strasznie. Blady jak ściana, worki pod oczami,
spuszczona głowa…
Poczułam jak wewnątrz
mnie wszystkie narządy przestają działać. W pokoju zrobiło się nagle zimno i
ciemno. Zmysły zostały wyostrzone do granic możliwości. Milion myśli przewinęło
się przez moją głowę. I wtedy coś zrozumiałam.
-Przyjadę najwcześniej
jak się da.- zakomunikowałam.- Wyślij mi jego adres smsem.
-Dzięki, bardzo na
ciebie liczymy.
-Dziękuję, że
zadzwoniłeś.
Rzuciłam kilka słów
gwoli wytłumaczenia i wyruszyłam do Rzeszowa. W głowie układałam sobie
najróżniejsze obelgi i argumenty, które miały Nikiemu trafić do rozumu.
Jednocześnie martwiłam się o niego. Ba! Strach o niego mnie paraliżował.
________________________________________
I już rozdział 8. Trochę późno go dodaję, ale zdaję sobie sprawę, że większość z Was wróciła do szkoły i nie ma na tyle czasu, by czytać. Ja z kolei wróciłam do pracy i to też jest powodem tak późnego dodania rozdziału.
Mam nadzieję, że wybaczycie :P
Co do naszych bohaterów... Oboje podchodzą emocjonalnie do wspomnień i utrudnia im to porozumienie się. Odpoczynek od siebie zrobił swoje, ale czy dadzą radę zapomnieć i pogodzić się? No cóż, tego dowiecie się w następnym rozdziale.
Pozdrawiam,
Meg R.
Ja tam myślę, że odpoczynek bardziej był potrzebny Meg niż Nikiemu. Siatkarz przeżył to wszystko strasznie boleśnie, a to co mówił Fabian, wcale nie podniosło mnie na duchu. Mam wrażenie, że Meg uciekła od problemu. Potrzebowała czasu i to jest całkowicie zrozumiała, ale czy nie mogła wcześniej wyjaśnić parę spraw z Nikołajem? Nie mogła mu powiedzieć, że musi przemyśleć parę rzeczy, uporządkować swoje życie, zastanowić się, co jest dla niej najważniejsze? Bo co on mógł sobie pomyśleć? Dowiaduje się nagle, że Meg wyjeżdża, nie dostał żadnego wyraźnego powodu i nie zdążył się z nią pogodzić. Na pewno wymyślał niestworzone rzeczy.. Albo poczuł się jak te kilka lat temu, kiedy myślał, że odeszła bez żadnego słowa..
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że się dogadają. Że Meg pomoże się podnieść Nikołajowi, a on sam zdoła pomóc Meg.Tego bym chciała. ;)
Pozdrawiam i całuję! ;*
Zawsze mogę liczyć na Twoją analizę i bardzo Ci jestem za to wdzięczna. To prawda, Meg jest egoistką i boi się problemów i zobowiązań. Nie słucha serca tylko durnych przeczuc i przez to cierpi całe otoczenie. Taka popieprzona z nich para :) oni przeżywają swój dziwny związek, a ja razem z nimi.
UsuńDo piątku!
Biedny Niko :( Mam nadzieje że Meg pomoże Niko i oni będą jeszcze razem <3
OdpowiedzUsuńDo następnego :*
Pozdrawiam