czwartek, 24 września 2015

Rozdział 10- "Złoty środek"

Ciche łzy.

-Smakowało ci?- ciepły oddech owionął mój kark.
-Było trochę za słone, ale mówią że przesalają potrawy ci, którzy są zakochani.- wymruczał.
-Hmmm, nie przypominam sobie, żebym dodawała soli.- uśmiechnęłam się łobuzersko, a Niko całując w czubek głowy szeptał.
-Było pyszne.- odwróciłam się przodem do niego uważnie przyglądając się aparycji przyjmującego.
-Ile dni tak funkcjonowałeś? Z pustą lodówką?
-Od dwóch tygodni. Odkąd wyjechałaś do Warszawy.
-Ty durniu, mogłeś poważnie się rozchorować.- trzepnęłam go w ramię.

Aura zmieniła się momentalnie. Oboje byliśmy blisko siebie, trzymając się w objęciach i czuliśmy to samo. Jeszcze trochę, a skończylibyśmy na podłodze lub w łóżku.

-Nikołaj…
-Nie, tylko nie ten ton.- westchnął wyraźnie zawiedziony.
-Musimy porozmawiać.- dotknęłam wierzchem dłoni jego policzka.- Ubierz się ciepło.
-Wychodzimy?
-Pokażę ci to, co obiecałam i porozmawiamy.

Bez słowa ubraliśmy się i wyszliśmy w cichą i bezwietrzną noc. Mieniący się iskierkami śnieg przywoływał na myśl diamenty rozsypane po białym puchu. Dróżka między jabłonkami była odśnieżona, tak jak prosiłam. Cisza wokół nas dodawała trochę smutku i niepewności. Skrzyżowałam ramiona na piersi rozglądając się dookoła.

-Nie wiedziałem, że ten ogród jest taki duży.
-Jest ogromny, ciągnie się jeszcze daleko za domem. To piękna okolica.

Doszliśmy do miejsca, które chciałam mu już dawno pokazać. Było to małe jeziorko, które było otoczone i zadaszone przez rozłożyste gałęzie jabłoni. Nawet w zimę szerokie, długie i masywne gałęzie chroniły jeziorko od śniegu pozwalając by tafla lodu lśniła niesamowitym blaskiem.
Widziałam zachwyt na twarzy Nikołaja. Jego oczy rozbłysły tajemniczym blaskiem jakby upewniał się, że to  co widzi nie jest snem ani marą.

-Widziałem już je, z daleka.
-Jak to?
-Tamtej nocy, której przyszedłem do ciebie. Zauważyłem między drzewami coś lśniącego i szedłem korytarzem wyglądając przez okna aż  natrafiłem na drzwi do twojego pokoju. Podszedłem do okna w twoim pokoju i wtedy to zobaczyłem, a później ciebie, w pościeli. Dwa najpiękniejsze widoki.
-To wszystko jest jak sen. Ten ogród, dom, nasze perypetie. Ale wiem, że to miejsce jest prawdziwie. Przychodzę tu kiedy tylko mogę, bo to mój zakątek szczęścia i wszystko tutaj wygląda na łatwiejsze.- objął mnie ramionami stojąc za mną oparł podbródek na mojej głowie. Zaległa cisza zwiastująca nadejście odpowiedniego czasu na rozmowę.
-Co my teraz zrobimy?
-Będziemy ze sobą, od nowa. No, chyba że mnie nie chcesz.
-Wiesz, że nie o to mi chodzi. Dobrze, jesteśmy ze sobą, ale pod koniec kwietnia wyjedziesz do Bułgarii, na zgrupowanie i przyjedziesz dopiero w połowie września. To długa rozłąka, a twój powrót wcale nie oznacza sielanki, oboje będziemy ciężko pracować.
-Do kwietnia jest jeszcze trochę czasu.
-Niko, ale co potem? Po kwietniu.
-Zostanę w Polsce, z tobą.

Och, wyobraziłam sobie Nikołaja siedzącego i wiercącego się przed telewizorem podczas meczów Ligi Światowej, Igrzysk Europejskich , Pucharu Świata lub cholera wie czego jeszcze. Do końca życia nie wydarowałabym sobie, że przeze mnie cierpi.  

-Nie. Kategoryczne nie!
-Nie? A więc co? Chyba nie chcesz mi znów powiedzieć, że to nie ma sensu i tak dalej, co?- zaniepokoił się.
-To nie tak. Zależy mi na tobie, tylko nie wiem jak to wszystko pogodzić. Jeżeli nie chcesz, żebyśmy byli ze sobą z dziś na jutro, to musimy coś postanowić.
-No tak…. Chyba masz rację.- westchnął wyraźnie zbity z tropu.- Porozmawiamy, obiecuję tylko nie dzisiaj.- odwróciłam się przodem do Nikołaja i złożyłam ciepły pocałunek na jego policzku.
-O! Chyba jakieś rozwiązanie mi świta! O nie… Uciekło. Jak jeszcze raz pocałujesz to na pewno wróci.- wyszczerzył się w chytrym uśmiechu.
-Niedoczekanie, pf!- w odwecie przerzucił mnie przez swoje ramię i zaniósł do domu.
-Za nieposłuszeństwo musi być kara!

Śmiech wypełniał ściany domu. Długo oczekiwane szczęśliwe chwile mogły trwać wiecznie, a my w nich zatraceni i kompletnie oszołomieni. Los bywa przewrotny, kapryśny, a my jedynie możemy mu się podstosować.

-O czym myślisz?- zapytałam go gdy tak leżał i wpatrywał się w sufit.
-O nas, o tobie, o przeszłości.

-Przeszłości nie ma. Jesteśmy tylko my i przyszłość.
W głowie układałam plan ratunkowy dla naszego związku. W końcu doszłam do tego, co zrobić byśmy mogli być razem nie rezygnując z niczego. Co prawda pomysł był dość pracochłonny, ale co to dla mnie. Jak się uwzięłam to praca paliła mi się w rękach.

Następnego dnia usiadłam z samego rana przed laptop i wyskrobałam maila, którego później wysłałam do wszystkich. W głowie ilustrowałam sobie przebieg spotkania, szok, niedowierzanie, radość, a nawet odmowę. Spotkanie rozpoczynałam w siedzibie Asseco ze wszystkimi, a kończyłam ze swoją grupą najwierniejszych tancerzy i tancerek.

Po wysłaniu maili telefon rozdzwonił się na dobre. Wszyscy z niecierpliwością czekali co znowu wymyśliłam. Niedane im było usłyszeć. Mogłam odebrać tylko jeden telefon. Na wyświetlaczu pojawił się Nixon, który od niedawna rozjaśniał moje dni.

-Cofnęli nas z treningu. Podobno mamy zebranie z tobą.
-Zgadza się, za 40 minut.
-Meg… Niepokoję się. Co to znowu za kombinacje?
-Żadne kombinacje. Dzisiaj wszystkiego się dowiecie. Bądź spokojny.
-No nie wiem… Dziwnie mi to wygląda.

Po wypindrzeniu się maksymalnie mogłam spokojnie pojechać zrobić rozpierduchę w konferencyjnej. W związku z tym, że zebranie było dla obu stron musieliśmy zmienić konferencyjną na dużą. Gdy mijałam korytarzem zebrane osoby, zauważyłam, że wszyscy mieli nietęgie miny, słusznie i niesłusznie.

-Pani Robinson, co to za pośpiech z tym zebraniem?- bez kozery zapytał prezes.
-Panie prezesie upominam o cierpliwość.- uśmiechnęłam się do niego zjadliwie.

Wszyscy zasiadając mogli obserwować różne odcienie czerwieni na twarzy prezesa. Od purpury do bladego różu. Jego oczy bacznie obserwowały moją osobę, każdy ruch i gest. Było to zabawne, a wyglądało na to, że bał się tego, co według niego miało się wydarzyć.

-Pamięta pani o treści umowy, którą zawarliśmy?
-Oczywiście, znam ją na pamięć. W końcu dokładnie ją sprawdziłam pod każdym kątem.- przypomniałam mu błędy ortograficzne w umowie i zwróciłam się do zebranych. – Dziękuję wszystkim za przybycie i jednocześnie przepraszam za jego nagłość. Chciałabym wam przekazać dwie ważne rzeczy, a robię to teraz, bo jest to ostatnie tego typu nagłe spotkanie. Dzisiaj podjęłam bardzo ważną decyzję. Zostaję w Rzeszowie, ale osobą decyzyjną będzie nadal Chelsea. Oczywiście będę szefować, ale w związku z nowym projektem, który mam zamiar wdrożyć, potrzebny mi będzie ktoś na kogo będę mogła liczyć, tą osobą jest Chels.- napięcie związane z moich odejście opadło czego dowodem była mina prezesa.- Zgodnie z zapisami w umowie nasza ścisła współpraca odbywać się będzie od października do końca kwietnia przez 3 kolejne lata. Ale jest coś jeszcze. Postanowiłam, że każdy zawodnik na czas reprezentacyjny dostanie od MRE swojego prywatnego fizjoterapeutę.- szum zadowolenia dobiegł do moich uszu.- Natomiast co się tyczy moich pracowników jest to, że na czas od maja do września lecicie do Broadway Dance Centre w Nowym Jorku na warsztaty taneczne z szarfą.- oczy tancerzy wyrażały niedowierzanie, które po chwili zmieniło się w pisk radości.- Oczywiście będzie to oznaczało, że dołożymy Asseco szarfę do wejścia.
-A co ty w tym czasie będziesz robić?- zapytała Chels.
-Będę wypoczywać na Bałkanach.- oczywiście każdy, z wyjątkiem prezesa, wiedział co to oznacza.

Mina Nikołaja mówiła tyle samo co oczy. Uszczęśliwiłam go rozwiązując ten jeden nurtujący nas problem. Dzięki temu wilk syty i owca była cała. Żadne z nas nie traciło na decyzji drugiego.

-Czy to, że wyjeżdżamy do Nowego Jorku jest w formie wakacji?- zadał pytanie jeden z ciężej pracujących tancerzy tym samym odwracając moją uwagę od kochającego spojrzenia.
-Jeżeli pytasz o środki na wyjazd to odpowiadam: nocleg, śniadania i opłaty związane z dojazdami będą opłacone przez MRE, a jeśli chodzi o tzw. przestojowe to będzie ono płatne jak zazwyczaj.

Wszyscy z uznaniem kiwali głowami i byli wyraźnie zadowoleni z mojej propozycji. Bo komu by nie przypadła możliwość rozwoju niemal za darmo?

Spotkanie zakończyło się i wszyscy gratulowali mi rozwoju firmy. Nikt jednak nie wiedział, że ten szybki plan w rzeczywistości był planem ratunkowym dla związku z Nikołajem. To była nasza słodka tajemnica. Po rozejściu się wszystkich zostałam sama z N. Uśmiechał się szeroko jak nigdy dotąd.

-Wiedziałem, że znajdziesz jakiś złoty środek.-przygarnął  mnie do siebie.

Odsunęłam go delikatnie od siebie uwalniając się od silnych ramion. Sięgnęłam po torebkę wielkości większego portfela i wyciągnęłam z niej brzęczącą rzecz. Patrząc chłopakowi głęboko w oczy zaproponowałam:

-Trzymaj, to są twoje klucze.
-Jak to? Mam się wprowadzić?- zdziwił się.
-Jeżeli tylko chcesz…

Odwrócił się plecami do mnie maskując swe uczucia. Zamarłam nie wiedząc co mu chodzi po głowie. „Może przestraszył się? Nie chce związywać się na stałe?”- główkowałam. W końcu podszedł do mnie ze spuszczoną głową ewidentnie omijając mój wzrok.

-Niko? Jeżeli nie chcesz, boisz się…
-Przestań.

Wtedy to zauważyłam, wtedy to poczułam. Czy to był smutek? Jego wyraz twarzy nie mówił mi wiele, nie widziałam go jeszcze takiego. Spojrzał na mnie swoimi ciemnymi oczami prosto w moje wyczekujące i już wiedziałam.

-Niko, powiedz coś.
-Przepraszam…To wszystko…- mówił tak cicho, że jego głos był ledwie słyszalny.- To wszystko jest jak najwspanialszy sen. Tylko to rzeczywistość.- położyłam rękę na jego policzku i poczułam pod nią gorące krople.-Naprawdę chcesz tego? Oglądać mnie co ranek bez make-upu? Prać moje skarpetki?- uśmiechnął się nieśmiało.
-Chcę. I twoje skarpetki i twoje zmarszczki na tyłku. Biorę w pakiecie wszystko.- zaśmiałam się cicho.
-To chyba muszę się spakować, mam trochę tego. Cała walizka z kosmetykami itd. Pomożesz mi?
-Nie tym razem. Mam jeszcze trochę formalności związanych z nowym projektem. Ale miejsce w szafie masz zrobione.

Rozstaliśmy się z nadzieją w sercach i niezliczonymi nadziejami na wspólną przyszłość.
Pozostałą część dnia chodziłam wniebowzięta. Jakby z nieba skapnęła mi kropla płynnego szczęścia. Mój nastrój był zaraźliwy tego dnia, bowiem kogo bym nie spotkała uśmiechał się soczyście.

-Promieniujesz szczęściem.- zagadała Chelsea.- Lubię cię taką.- uśmiechnęłam się w podzięce za te miłe słowa.-Pamiętasz jak przygotowywałyśmy tą imprezę zapoznawczą z Resovią?- kiwnęłam głową przytakując.- Powiedziałam ci wtedy, że wyglądasz lepiej, ale oczy masz nadal smutne. Odwołuję to!
-Coś nie tak? Znowu schudłam?- zaniepokoiłam się wygładzając szyfonową bluzkę.
-Nie, to znaczy tak. Wyglądasz cudownie i w ogóle, ale oczy masz już jasne, szczęśliwe. Wyglądasz jak stara ty.- jej dłoń roztarła moje ramię dodając mi energii.
-To wszystko jest…jakby rewers mojego życia…
-Rewers?
-No tak. Los się odwrócił. Ponad trzy lata kompletnego dna. A teraz wszystko zaczyna się układać.- poczułam łzy wzruszenia pod powiekami.
-Trzymam za was kciuki.

Wracałam do domu wyobrażając sobie, że Niko czeka na mnie, a jego rzeczy wypełniają puste przestrzenie w moim domu, zapach piżmowych perfum unosi się w powietrzu, a kot zaprzyjaźnia się z firankami. Podjazd pod domem był pusty, w oknach nie paliły się żadne światła. Poczułam się zawiedziona.
Dom wypełniały rzeczy Nikołaja, a w kącie rozległo się ciche miałczenie. Kot był niespokojny. Może to była wina zmiany otoczenia, a może coś go niepokoiło. Wypuściłam kota na kuchnię stawiając mu miskę z jedzeniem. Kot jedynie powąchał miskę i miałcząc żałośnie.

-Co ci jest kitku? Pan za chwile przyjdzie.- pogłaskałam go po najeżonym grzbiecie.
Kręcąc się po kuchni zauważyłam liścik na karteczce, która była przyczepiona do szafki kuchennej.
Moja M.
Rozpakowałem się, a teraz pędzę coś załatwić. Zabieram Cię w jedno takie romantyczne miejsce. Bądź gotowa o 17.Przyjadę po Ciebie.
Twój Nixon.
Początkowo uśmiechałam się do liściku jak głupia, ciesząc się na randkę, jednak po chwili zaniepokoiła mnie godzina na zegarku.17.15- tak wskazywał zegarek w moim telefonie. Skorzystałam z okazji i szybko pognałam przebrać się łudząc się, że Niko spóźni się, a mnie upiecze się.
Byłam już dawno wyszykowana, a minuty mijały bezlitośnie ciągnąc się w nieskończoność.17.30, później 17.45…a ja zaczynałam się niepokoić. Telefon Nikołaja milczał, a ja powoli zaczynałam odchodzić od zmysłów. W końcu zdecydowałam się zadzwonić do Igły.

-Krzysiek? Nie wiem co z Niko. Byliśmy umówieni na 17, a jest już 18, a do tego nie odbiera. Nie widziałeś się z nim?- po drugiej stronie słuchawki zaległa cisza.- Krzysiek?!
-Och Meg. Nie wiem jak ci to powiedzieć…
-Kurwa mać! Do rzeczy!
-Zadzwoniono do klubu, że na wylotówce był wypadek.
-Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że…- głos uwiązł mi w gardle.
-Jestem w szpitalu. Przyjedź.

10 minut później, po złamaniu wszelkich przepisów ruchu drogowego wpadłam do szpitala niczym grom.

-Gdzie on jest?!- krzyczałam do Krzyśka.
-Nie możesz tam wejść.
-Nie pytam się o pozwolenie! Gdzie on do cholery jest?!
-Nie rozumiesz! Nie wejdziesz tam…- trzymał mnie mocno w uścisku nie pozwalając mi się ruszyć.- Zrozum, oni go reanimują…

Zabrakło mi tchu. Ktoś wyrwał mi serce z piersi. Zaprzepaścił nasze marzenia. Kilka minut później czekając na jakiekolwiek wiadomości siedziałam wspierając się o ramię Krzyśka. Łzy mimowolnie ciekły mi po policzkach, spływając kaskadą w dół.
Nie wiem kiedy dostałam kubek z gorącą herbatą i koc, który otulał moje ramiona. Nic nie było w stanie mi pomóc. Rozdarta na milion kawałków siedziałam wpuszczając słowa chłopaków jednym uchem, a wypuszczając drugim. Nic nie było w stanie odwrócić mojej uwagi od Nikołaja walczącego życie. Moje myśli wirowały wokół jego bezradnego ciała, które próbowało wyrwać się ze szponów snu…

-On nie może… Nie…. Nie, on nie może…-szeptałam niemal bezgłośnie do siebie.
-Wyjdzie z tego.- odpowiadał mi Krzysiek.

W tej chwili wyszedł lekarz i idąc korytarzem zdejmował z siebie poszczególne części zielonego uniformu. Wszyscy poderwaliśmy się na równe nogi i niczym mur stanęliśmy przed lekarzem. Ze zdenerwowania trzęsłam się cała, ale podtrzymywana przez Krzyśka stałam prosto.

-Panie doktorze, co z Nikołajem?- lekarz popatrzył na mnie bezradnie marszcząc przy tym  czoło.-Panie doktorze?

Lekarz spojrzał się w dół na swoje buty, wyraźnie unikając mojego wzroku. Sekundy milczenia dłużyły się niczym godziny. Jedyne co słyszałam to swój głośny i ciężki oddech, bo wszystko inne zamarło.
Jak w zwolnionym tempie lekarz powoli podnosił wzrok wyraźnie nie wiedząc jak rozpocząć rozmowę. Jego oczy zwróciły się ku moim i mogłam w nich zobaczyć zmęczenie,  ale to najmniej mnie obchodziło. Najważniejsze było, co lekarz zrobił później. Popatrzył po wszystkich i pokiwał przecząco głową.

Ciche łzy spłynęły po policzku.

_______________________________________________
Koniec historii już blisko.
Terminy dodawania rozdziałów są nieregularne ze względu na moją pracę. Dopiero co ją zaczęłam i muszę się bardzo starać. Stąd mój kompletny brak czasu. 
Czytajcie i komentujcie.
Pozdrawiam i całuję :*

4 komentarze:

  1. Ja pitole kobieto!?
    Czj ty zawsze musisz robic chwile gorozy?
    Zawału kiedyś dostane
    Co tu dużo mówic....rozdzial fenomenalny, cudownuy i wszystko co najepsze *-*
    Ja nie chce żeby to się skończyło
    Czekam z niecierpliwością na Epilog
    Buziak ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale się zrobiło smutno ale Niko nie może umrzeć. Rozdział jest cudowny:) Czekam z niecierpliwością na epilog:) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie. Nie. Nie.
    Nie po to Meg i Nikołaj tak wiele przeszli, by ponownie do siebie dotrzeć, by teraz Niko miał umrzeć! Nie!
    Przecież oni nawet nie mieli czasu, by się sobą nacieszyć. W ogóle nie mieli czasu.
    Powiedz, że to żart. Albo koszmar. I Meg obudzi się ponownie, tym razem już naprawdę w rzeczywistości, a Niko nadal będzie obok niej.
    Rozbiłaś mnie tym rozdziałem. Naprawdę. I nie mam pojęcia, czego oczekiwać po ostatnim...
    Pozdrawiam i całuję! ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Popłakałam się jak czytałam ten rozdział
    To musi być tylko sen ich obojga albo tylko jej oni muszą być razem za dużo przeszli razem i osobno żebyś im to teraz zrobiła
    Prosze nie kończ jeszcze bloga
    Pozdrawiam i kiedy następny rozdział

    OdpowiedzUsuń