Smutek zielonych oczu
-Penchev ukatrupię cię.
-Za co? Za moje
poświęcenie? Wstałem tak wcześnie, by kupić ci świeże bułeczki, a ty mi
grozisz.- uśmiechnął się zawadiacko.
-Też mi coś. Kawy?
-Chętnie.
Oparłam się o blat
kuchennych szafek wdychając zapach świeżo parzonej kawy. Humor pogarszał fakt
nadchodzącej rozmowy i nieuniknionych łez. On też wyczuł co się święci, bo
złapał kubek z białą kawą i stanął obok mnie.
-Jajecznica i
podpiekane bułki z masłem czosnkowym?
-Chcesz mi zrobić
śniadanie?- spojrzałam na niego upewniając się w jego intencjach.
-Dokładnie tak jak
kilka lat temu.- „Mhm, zbliżamy się nieuchronnie do nieuniknionego.”
-Śmiało. Ja w tym
czasie ubiorę się.
-Tak wyglądasz
najpiękniej.- spojrzał na mnie w ten sam sposób co wczoraj.
-Niko…
-Biegnij się
przebierać, bo w końcu się zaziębisz.
15 minut później byłam
z powrotem, a pachnące śniadanie już stało na stole patrząc się na mnie i
mówiąc „Zjedz mnie”.
-Wygląda pysznie, ale
pewnie dodałeś cyjanku, żeby mnie ukatrupić.-
uśmiechnęłam się słodko.
W ciszy zasiedliśmy do
posiłku. Lata samodzielności wyszły Nikołajowi na dobre. Mogłam na pewno
stwierdzić, że jest mistrzem jajecznicy i podpiekanych bułeczek. Co chwila
bacznie mi się przyglądał lustrując zmieniającą się aurę wokół mnie.
Sprzątnęliśmy ze stołu i usiedliśmy obok siebie na kanapie czekając aż któreś z
nas zacznie rozmowę.
-Nie wiem od czego
zacząć. Mam w głowie wielką wyrwę.- zaczęłam.
-Zacznijmy od tego
meczu, na którym się poznaliśmy.
-Nie rozumiesz, ja nie
pamiętam.
-Masz rację, nie
rozumiem. Ciągle powtarzasz, że nie pamiętasz. Wyparłaś mnie z głowy?- zaczął
powoli podnosić głos.
-Nie! Dwa tygodnie
przed śmiercią rodziców miałam wypadek, po którym nie odzyskałam całkowicie
pamięci. Wspomnienia zaczęły wracać niedawno…
-Jaki do cholery
wypadek? Dlaczego ja o niczym nie wiedziałem?!
-Nie bądź taki niesprawiedliwy. Z tym
wypadkiem wiąże się coś jeszcze, ale proszę zacznijmy od nowa. Opowiedz mi o
naszych początkach….
Niko ciężko przyjął
wiadomość, że to on musiał być narratorem. Pewnie wyobrażał sobie, że to ja
będę się tłumaczyć. Wypił kilka łyków kawy skupiając swój wzrok na oknie.
-Po tym meczu, wtedy
kiedy ścięliśmy się, widywaliśmy się jeszcze kilkakrotnie, za każdym razem
odmawiałaś pójścia na randkę. Ostatecznie zgodziłaś się ze mną umówić.
Poszliśmy do…
-Niebieskich Migdałów.
Mów dalej…
-I w ten sposób
zaczęliśmy się regularnie spotykać. Oczywiście gdy treningi nam na to
pozwalały. Dodatkowo próbowałaś sił w choreografii nie mogąc się zdecydować czy
siatka, czy taniec. Co chwila musiałaś lecieć do Chicago i pamiętam jak bardzo
to przeżywaliśmy. Wkrótce po tym wiedzieliśmy, że chcemy być ze sobą. Od
przyszłego sezonu miałem być w Rzeszowie, co ułatwiłoby nam życie. Pamiętam, że
po długiej rozłące najlepsze były wspólne leniwe poranki...
Do mojej głowy powoli
wraz z upływem opowieści powracały wspomnienia tamtych szczęśliwych i
rozkosznych dni. Nie wiem czy to obecność tego osobnika, czy zapach jego
przywoływały te głęboko ukryte wspomnienia.
-Chodziliśmy na spacery
po Rzeszowie i często podchodziliśmy do bramy prowadzącej do tego domu i
myśleliśmy o spacerach wśród jabłoni. Dom stał pusty, twój dziadek dawno
opuścił Polskę, ale miałaś nadzieję, że ten dom ożyje. Mówiłaś też, że pokażesz
mi kiedyś najpiękniejszy widok.
-I kilka dni temu
chciałam ci go pokazać.
-Zima przyszła i poszła
a na początku marca, pod koniec sezonu ligowego postanowiliśmy wybrać się do
Bułgarii na krótkie wakacje. Przedstawiłem cię rodzicom i braciom, a później
pojechaliśmy do Obzor na dwudniowy odpoczynek. To były najkrótsze i
najpiękniejsze wakacje. Po powrocie musieliśmy się rozjechać. Ty do Rzeszowa, a
ja do Kielc. Od tamtej pory słuch po tobie zaginął
Spojrzał na mnie
wyczekując dalszej części. Była zbyt wstrząśnięta napływem „nowych-starych”
wspomnień. Poczułam silne ramię chłopaka obejmujące mnie. Wzięłam głęboki wdech
i zastanowiłam się od czego zacząć moją opowieść.
-Po ostatnim meczu fazy
grupowej jechałam do ciebie, do Kielc zrobić ci niespodziankę, powiedzieć ci
coś ważnego. Droga była dobra, śnieg nie
zalegał na ulicach. Droga-cud można by rzec. Tuż pod Kielcami na ekspresówce
kierowca wyjeżdżający ze stacji benzynowej stracił panowanie nad kierownicą i
ostro wjechał na pas, którym jechałam. Z wypadku pamiętam tylko huk. Później
pamiętam tylko salę szpitalną i tą pieprzoną aparaturę w mojej buzi. Wszyscy
tam kłamali dla mojego dobra. Wykorzystali to, że nic nie pamiętałam i o niczym
mi nie mówili.- wzięłam głęboki oddech.- Niko….ja…ja jechałam powiedzieć ci, że
kończę z siatkówką, że zmieniam priorytety, bo najważniejsza jest rodzina,
nasza rodzina, że w sierpniu urodzi się nam dziecko…
Niko odsunął mnie na
odległość ramion i patrzył na mnie jakby nie rozumiał. Ból tamtych dni przeszył
moje serce. Wydawało mi się, że zaledwie wczoraj to wszystko miało miejsce.
-Dziecko? Byłaś w
ciąży? Czy Mike…?
-Nie. Mike to mój brat.
Nasze dziecko nie przetrwało wypadku.- chwyciłam jego rękę szukając jego
wsparcia.
-Dziecko... Dlaczego nikt…?- głos
uwiązł mu w gardle.
-Chcieli, chcieli! Jak
wyszłam po tygodniu ze szpitala małymi dawkami porcjowali mi informacje.
Rodzice nie zdążyli mi przekazać najważniejszego, bo zabrała ich katastrofa.
Ponownie trafiłam do szpitala, a wspomnienia, które powróciły cofnęły się w
najodleglejsze zakątki mojego umysłu. Znów byłam nieświadoma przeszłości. Nie
pamiętałam ciebie, tego że grałam czy chociażby kiedy urodził się Mike. Po powrocie
ze szpitala przeszłam szybki kurs dorosłości.
-Meg… Och..Ja myślałem,
że mnie zostawiłaś… A ty cierpiałaś…- ogrom strat spadł na niego
niespodziewanie.
-Wtedy, kiedy wpadłam
na ciebie na tej stacji benzynowej byłam pewna, że gdzieś cię kiedyś spotkałam.
Ale wybiłam sobie to z głowy, bo byłeś dla mnie taki…no, niemiły.
-Teraz już wiem, że to
był niesłuszny odwet za zostawienie mnie. Tymczasem to ja cię zostawiłem.
Zwątpiłem w ciebie, w nas, w nasze uczucie.
Prawda o tym wszystkim
przytłoczyła mnie. Zamroziła moje serce na amen. Wszystkie nowo odkryte
wspomnienia szlag trafił, bo to co było bardziej wyraziste to smutna prawda o
naszym związku.
-A może to nie było na
tyle silne uczucie jak nam się zdawało. Skoro ja nie pamiętałam siły naszego
uczucia, a ty zwątpiłeś w moją miłość…
Jego ciepłe dłonie
objęły moją twarz. Zbliżył swoją twarz do mojej tak, że nasze czoła stykały się,
a tęczówki mieszały swoje kolory.
-Chyba nie wierzysz w
to, co mówisz.
-Sam pomyśl. Tak bardzo
się kochaliśmy, że przez 3 lata nie szukaliśmy ze sobą kontaktu? Wychodzi na to,
że było to zaledwie zauroczenie. Widzieliśmy w sobie jedynie fizyczność,
wspólne zainteresowania, ale czy coś więcej…
-Nie mów tak!
-Nigdy nie kochaliśmy
się. To była młodzieńcza fascynacja…
Wstał gwałtownie i
przeszedł przez pokój zatrzymując się przy oknie. Położył dłonie na zimnym
marmurowym parapecie i spuścił głowę. Stał tak dłuższą chwilę kreując naprawdę
żałosny widok. Podeszłam do niego od tyłu przykładając głowę do jego pleców.
Momentalnie odwrócił się, złapał mnie za nadgarstek i spojrzał wściekle w oczy.
Jego cudowne tęczówki były zawilgotniałe, a białka przekrwione. „Emocjonalny
szantaż” tłumaczyłam sobie.
Pomimo gwałtowności
jego ruchów, bliskość podziałała kojąco. Oczy patrzące wpierw ze wściekłością
pitbulla powoli zmieniały się, bym w końcu mogła zobaczyć w nich smutek i
żałość. Moje serce zatrzymało się na ten widok, a do oczu napłynęły łzy. Niczym
się obejrzałam przytulał mnie mocno, głaszcząc po plecach i cicho niemal
niesłyszalnie szlochając.
-Naprawdę nic nie
czujesz?- zapytał ochryple.- Odpowiedz.
-Czuję. Tylko jeszcze
nie wiem co. Twój zapach, to jak się poruszasz i na mnie patrzysz jest takie
znane, daje mi poczucie bezpieczeństwa…
-Tylko tyle?- odsunął
mnie od siebie patrzą badawczo.- Tylko poczucie bezpieczeństwa?!
Chwilę później pokój
wydał się dziwnie obcy, zimny i opustoszały. Dwie zamarłe przez trzy lata dusze
żyły w rozłące i niby parę chwil razem miało je złączyć ponownie? Wydawało mi
się to nierealne. I nierealnym się stało gdy tylko Niko wyszedł z domu. Szedł
przez podjazd wbijając wzrok w ziemię i nie oglądając się za siebie.
Z każdym jego krokiem
umierałam. I choć wiedziałam, że rozstanie to jedyne sensowne rozwiązanie, to
coś innego mi podpowiadało, że utraciłam coś bezpowrotnie. Zamknęłam stalowy
sejf uczuć na milion zamków i porzuciłam go na pustyni. Od tamtego momentu
musiałam żyć jak dotychczas, bez wspomnień. Z taką różnicą, że te wspomnienia
musiałam na siłę wyrzucić.
Studenci automatyki i
robotyki lub reżyserowie tanich filmów science fiction byliby zachwyceni moją
odsłoną. Czasami człowiek koduje czynności, myśli w ich trakcie, zastanawia się
nad kolejnymi, ale nie ja. Moim upodobaniem stała się automatyka: ruchów,
kierowania myśli gdzieindziej, zwykłych codziennych czynności. W ten sposób
udowodniłam sobie, że malowanie można wykonać w mniej niż 10 minut. Że szybciej
można zjeść nie myśląc przy tym. Że wyjeżdżając z samego rana, przed innymi
można także automatycznie przejechać trasę nie powodując wypadku drogowego. Że
jeżeli szybko spostrzegę Chels odwracającą głowę moją stronę mój uśmiech
wygeneruje się z automatu.
***Niko***
Jeżeli miałbym
dopasować osoby do wielkości mostów spalonych przeze mnie to Meg przypisałbym
Golden Gate w SanFrancisco. Cały sentyment do wspomnień i te nadzieje, które
żywiłem do tej kobiety runęły razem z tym mostem, który wysadziłem trzaskając
drzwiami tamtego poranka. Moje marzenia i nadzieje były pyłem po tej
katastrofie, który lekko unosił się w moim sercu zanieczyszczając każdy jego
zakamarek.
Jej zachowanie też było
inne. Unikała nas wszystkich jak ognia. Pojawiała się na 5 minut przed wejściem
resoviackich cheerleaderek, by dodać im otuchy i zmotywować tancerzy. Kończyło
się na jednym zdaniu wypowiedzianym tak cicho, że było słyszalne jedynie dla
tych blisko stojących. Po meczach bywała już nieuchwytna, wtapiając się tłum
wychodzący z hali.
W szatni jak zwykle
rządziła adrenalina, zwłaszcza po wygranych meczach. Wszyscy nabuzowani klepali
jakieś głupoty co i rusz rechocząc. Po jednym z takich meczy omal nie zrobiłem
głupstwa.
-Powiedz mi Niko, czego
ty kurwa chciałeś?- zaczepił mnie Drzyzga.
-O co ci chodzi?
-O tą laskę. Chodzisz
mulasty przez nią, a wystarczyło ją puknąć i od razu humor byś miał lepszy.
Krew się zagotowała się
we mnie jak w szybkowarze doprowadzając mnie do pasji. Fabian stał
przygwożdżony przeze mnie do szafek z trudem oddychając.
-Nic. o. mnie. i o
niej. nie. wiesz. więc łaskawie odpierdol się.- wycedziłem przez zęby.
-Ej stary puść go, bo
się udusi.- za rękę złapał mnie Krzysiek.
-Ktokolwiek powie coś
na jej temat dostanie po mordzie.- popatrzyłem na wszystkich zatrzymując się
dłużej na Fabianie.- Nie wiecie nic o nas więc nie komentujcie. Zamiast
pieprzyć za uszami mogliście spytać, po prostu.
Wszyscy usiedli pod
wrażeniem całej sytuacji. Cisza zaległa w szatni. Czułem, że czekają na to bym
im opowiedział o tym wszystkim. I tak by się dowiedzieli, a przynajmniej
oszczędzę sobie na docinkach ze strony kolegów. Zauważyłem, że Krzysiek
przygląda mi się badawczo.
-Przypomniała sobie?-
zapytał. Musiał o wszystkim wiedzieć, stąd to łagodzenie sporów pomiędzy mną, a
Meg. Dlatego tak klepał mnie po plecach i zachęcał do starania się. Bo on
wiedział! Pokiwałem potakująco głową.
-Zanim przeszedłem do
Resovii spotykaliśmy się. To wszystko było na poważnie, nawet przedstawiłem ją
rodzicom. Po wakacjach rozjechaliśmy się na treningi, ja do Kielc, ona do
Rzeszowa. Od tamtej pory nie widzieliśmy się.
-No, ale skoro to było
na poważnie to dlaczego nie widywaliście się później?- padło pytanie z lewej
strony.
-Myślałem, że mnie
zostawiła, aż do zeszłego tygodnia. Dowiedziałem się, że na bardzo długi czas
straciła pamięć i to dwukrotnie, na skutek wypadku i traumatycznych przeżyć.
Nikt jej nie powiedział, że czekam. A teraz to wszystko ją przytłoczyło, bo w
jeden dzień przypomniała sobie wszystko.
-Daj jej czas. Ona te
wypadki bardzo przeżyła, dorosła i ustabilizowała sobie życie. A teraz na nowo
zostało zburzone.- tłumaczył Krzysiek.- Musi się z tym oswoić.
Do szatni wpadł trener,
rozentuzjazmowany wygranym meczem.
-A co wy macie takie
grobowe miny?
W busie zaklepałem
sobie miejsce obok Krzyśka. Po tym wszystkim staliśmy się niemymi sojusznikami.
Igła od początku mnie wspierał, tym razem też nie zawiódł.
-Uważasz, że to wszystko
odmieni się na dobre?
-Nie wiem, ale mogę cię
zapewnić, że gdybyś był jej obojętny nie rozmawialibyśmy teraz.
-Co chcesz przez to
powiedzieć?
-Że te wszystkie
kłótnie były dlatego, że przeczuwała, że skądś cię zna tylko nie wiedziała skąd
i czuła się przez to zagrożona.
-Brzmi sensownie. No
ale jak wytłumaczysz to, że ciebie pamięta?
-Mnie też nie
pamiętała. Ale byliśmy z Danielem przy niej non stop , dlatego jestem jedyną
osobą spoza rodziny, którą pamięta. A ty Niko, dlaczego jej nie szukałeś?
-Szukałem, ale jej
telefon wciąż był wyłączony. Szukałem jej w Rzeszowie, ale nikt z klubu nie
chciał udzielić mi informacji. W internecie nie było żadnej wzmianki…to był
koszmar. Igła, od tamtej pory nie miałem nikogo, rozumiesz? A jak ją wtedy
zobaczyłem, na tej stacji benzynowej, to byłem wściekły zwłaszcza, że był z nią
mały chłopczyk, którego wziąłem za jej syna…
-Zaplątaliście się i
musicie teraz się z tego wywinąć.
***Meg***
Ostatnie dni były dla
mnie koszmarem. Noc była dniem i na odwrót. Niczym się nie różniły. Były tak
samo beznadziejne. Łóżko było moim azylem, miejscem w którym spadło najwięcej
gorzkich łez. Tylko ono było w stanie przyjąć ich tyle.
Zwinięta w kłębek
witałam i żegnałam dzień, nie licząc tych minut przed i po meczu. Cała świta
podejrzewała, że coś jest nie tak, ale nikt nie ważył się zapytać. Pomimo
licznych prób i próśb o rozmowę zbywałam Chels krótkim „Nie mam ochoty na
rozmowę.” Zdarzało się, że siadała obok mnie na łóżku i szlochała razem ze mną.
Z bezradności.
-Musisz się pozbierać. Dzisiaj
ma przyjechać Mike.- zatrzymała dłoń na moim ramieniu- Chyba nie chcesz, żeby
zastał cię w takim stanie.- chlipnęłam ostatni raz i podniosłam się.
-Mam pustą lodówkę.-
zachrypiałam- Pojedziemy na zakupy?
-Meg, jest 3 w nocy.
Lodówkę masz pełną, zrobiłam ci wczoraj zakupy. Połóż się i prześpij. Mike
będzie cię dzisiaj potrzebował.
***Niko***
Była 10 rano kiedy
zdecydowałem, że pojadę do niej porozmawiać. Musiała mi dać szansę. To wszystko
co było za nami było niczym w porównaniu z tym, co było przed nami. Mieliśmy
szansę i szczerze w to wierzyłem. Półtora tygodnia po naszej ostatniej rozmowie
wierzyłem, że emocje opadły już na tyle byśmy porozmawiali. Zostawiłem samochód
pod bramą i ruszyłem w stronę domu. Brama wiodąca do domu była zamknięta na
amen. W pobliżu nie było również pana Edka.
Nagle dobiegły mnie
dźwięki radości. Śmiech i pisk. Zza drzew wybiegł Mike, a Meg goniła go
rzucając śnieżkami. To był ujmujący widok. Oboje przystanęli zasapani
rozglądając się radośnie po ogrodzie. Jej wzrok powędrował ku bramie.
Pomachałem jej i przez chwilę miałem wrażenie, że podbiegnie i otworzy mi
drzwi, ale ona odwróciła się szepnęła coś małego, który ruszył pędem do domu.
Sama wciąż oglądała się przez ramię patrząc na mnie tymi smutnymi zielonymi
oczami idąc ku domowi. Zniknęła za białymi drzwiami zostawiając mi jedynie
smutek swoich oczu.
_________________________________________________
Trochę historii, trochę smutku i tragedii. Tak, ten rozdział jest tkliwy. Mam nadzieję, że choć trochę przypadł Wam do gustu.
Jak myślicie, czy Meg i Niko są w stanie pokonać dzielącą ich przeszłość? Co wy byście zrobiły na ich miejscu?
Zostawiam Was z tymi pytaniami.
Pozdrawiam i do kolejnego piątku :)