sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział 4- "Wspomnienia"

Och! Co za wredna pogoda. Pisać się nie chce i myśleć także. Oby dalej było lepiej :)
Zapraszam serdecznie na 4 rozdział.

Skrzyżowanie modelki z walcem drogowym.

***Nikolay***
Zamiast zająć się zniknięciem gospodyni dzisiejszego wieczoru, oglądałem wraz z chłopakami nagranie, które w odtwarzacz wrzucił Fabian. Kalejdoskop różnych wydarzeń z życia Meg. Ogarnęło mnie dziwne uczucie widząc ją w koszulce Asseco z numerem 17 i napisem ROBINSON na plecach.
-Nie chcę, żebyście to oglądali, żeby potem jej dokuczać.- uprzedziła Chelsea.
-Nikt nie ma zamiaru.
-Oby.
W ciągu jednego wieczoru dowiedzieliśmy się więcej o Meg niż mogliśmy przypuszczać. Po skończonym seansie większość składu siedziała z miną pełną konsternacji. Z jednej strony jej historia budziła podziw, a z drugiej przygnębienie. Jak taka mała istota udźwignęła to wszystko? Odejście z drużyny, strata rodziców, wyniszczająca choroba, małe dziecko w domu i cała firma na głowie. Nie do pojęcia. Aż zastanawiałem się jak uczynić moje życie bardziej wartościowym…
-Idę jej poszukać.- Igła wydawał się dość zatroskany jej zniknięciem.
-Pomogę ci.
-Nie, zostań tutaj.
Siedziałem na kanapie obok Piotrka. Wszyscy mieli marsowe miny i nikt nie chciał wypowiedzieć chociażby zdania. Fabian kręcił głową dając do zrozumienia, że wie, że to przez niego. Jochen klepnął go delikatnie w ramię, żeby tak się nie przejmował, ale on tylko popatrzył bezradnie przed siebie.
***Meg***
Usiadłam na drewnianej huśtawce pośród drzew zasadzonych przez dziadka Tadeusza. Styczniowy chłód smagał mnie po policzkach, a ciało drżało jak osika. Coś we mnie drgało i mówiło „to nie jest odpowiedni moment”, choć wiedziałam, że jeżeli coś ma się zmienić to zmieni się tak czy siak.
Niebo roziskrzyło się milionem gwiazd, a śnieg dookoła tylko potęgował we mnie uczucie niemocy. Usłyszałam skrzypienie śniegu. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Krzyśka walczącego z oblodzonym chodnikiem.
-Wracajmy do domu. Przeziębisz się.
-Nie chcę.
-Dlaczego nie chcesz?
-Boję się tych trudnych spojrzeń i tego co będzie później.
-Nikt nie będzie cię oceniał.- objął mnie ramieniem.
-Nie wiem. To wszystko zaczynało się powoli układać…
-I ułoży się do końca.
Krzysiek wstał i podał mi dłoń. Pomaszerowaliśmy w ciszy do domu.
***Nikolay***
Szczęk klamki przywrócił mnie do życia. Zza rogu wyłoniła się Meg z rumieńcami na policzkach i błyszczącymi oczami. Patrzyła na nas badawczo sondując nasze miny.
-Meg, posłuchaj. To wszystko nie tak…- zaczął Fabian.
-Słuchajcie. To wszystko czego dowiedzieliście się dzisiaj to… To moja przeszłość. –przerwała- Nie chciałabym, żebyście zaczęli mnie inaczej traktować. Nie do końca było różowo w moim życiu, ale nie daję sobie taryfy ulgowej więc nie chcę, żebyście mnie traktowali jakbym była z porcelany. –poparzyła na nas tymi samymi smutnymi oczami.- I nic się nie stało Fabian, poznaliście mnie od kuchni, może i ja będę miała okazję was tak poznać.
Jej ciepły uśmiech dodał mi otuchy. I wtedy to zobaczyłem. Jej oczy- nie były smutne. One były mądre, życiowe i doświadczone, bo widziały wiele.
-Na stole wciąż jest dużo jedzenia, a wy się obijacie.- uśmiech zagościł na jej twarzy.
-Dalej chłopaki, pokażmy na co nas stać.- zaśmiał się Krzysiek.
Powoli, ale konsekwentnie wszystko znikało ze stołu. Atmosfera też zrobiła się nieco luźniejsza przez co gospodyni coraz częściej się uśmiechała. Nie mogłem się na nią napatrzeć. Była wciąż lekko spięta, ale przez to niesamowicie urocza. Aż trudno uwierzyć, że ktoś mógł skrzywdzić takiego aniołka.
-Stary, odmul się.- poczułem plask na mojej szyi.- To inna liga. Jej potrzebny jest facet, a nie jełop.
-Dzięki stary, już wiem dlaczego ty się nie patrzysz.
Postać Meg przemknęła mi przed oczami. Przebrała się?
-Chłopaki! Skoro już tak wiele o mnie wiecie nie zaszkodzi, żebym pokazała wam coś jeszcze.-tak, przebrała się. Miała na sobie obcisły top na cienkich ramiączkach i jedną z 87 par legginsów.- Nie patrz się tak Penchev, te legginsy są moimi ulubionymi. Wybierz sobie inne!- uśmiechnęła się półgębkiem.
Machnęła na Chelsea ręką, która sekundę później pomagała jej przesunąć kanapę z dala od lewego rogu salonu.
-Co one? Będą tańczyć?- szepnął mi do ucha Marko.
Dopiero wtedy zauważyłem jej bose stopy. Nie, to były stópki. Małe i zgrabne, owinięte specjalnym antypoślizgowym materiałem. Wyglądała jakby za chwilę miała gdzieś wyfrunąć. Spojrzałem na Igłę. Stał dumny i uśmiechał się tryumfalnie, jakby był ojcem jej sukcesu.
-Pokaz przestawiania mebli?- usłyszałem za sobą.
-Zamknij się.- warknąłem na Dryję.
Meg wyciągnęła mały pilocik z szuflady pod telewizorem. Nakierowała go na sufit. Jego mała część otworzyła się i wysunął się czerwony sznur zamocowany gdzieś głębiej w suficie. Sznur rozwinął się aż do podłogi. Ale to nie był taki sobie zwykły sznur. To wyglądało niczym…. Nie, to tylko zwykły sznur.
-Ostatnio mam dwie najlepsze przyjaciółki. Chels i ją. To jest szarfa akrobatyczna, na której codziennie ćwiczę. Jak już wyszkolę się to pomyślę nad uatrakcyjnieniem waszych meczów. Może nawet osobiście.- zauważyłem cień spięcia na jej twarzy.
-To skoro już ją wyciągnęłaś z otchłani sufitu to pokaż nam cokolwiek.- zaproponował Igła. Chyba nie zauważył, że po to się przebrała.
Meg leciutko wspięła się po czerwonej szarfie i owinęła szarfą stopy, chyba dla utrzymania równowagi. Popatrzyła na dół i odchyliła się maksymalnie do tyłu. „Zaraz spadnie!”- pomyślałem. To samo pomyślał Pit, bo aż ruszył w jej stronę. Chelsea zatrzymała go gestem i mrugnęła okiem. Gdy tak odchylała się maksymalnie do tyłu wyglądała jakby lewitowała w powietrzu. I wtedy puściła szarfę nogami wykonała obrót do tyłu łapiąc szarfę i zawisając w pozycji wyjściowej. Ciche westchnienie rozległo się w salonie. Meg zsunęła się delikatnie na podłogę. Schodząc na podłogę zauważyłem, że cała się trzęsie. Mogłem tylko zgadywać czy to z wysiłku, zimna, czy stresu.
-To jest nowa ewolucja, dopiero co się jej nauczyłam.- rozejrzała się speszona po salonie.- No powiedzcie coś, bo głupio się czuję…
-Szok. Tego jeszcze nie widziałem. Wiedziałem, że tańczysz i uprawiasz różne sporty, ale szarfy nie spodziewałem się…
-Musiałam wymyślić coś co pozwoli mi się rozwijać, a jednocześnie być na miejscu z Mike’m. Szarfa mi na to pozwoliła, zamontowałam ją w domu w Warszawie i godzinami, często nocami, ćwiczyłam.
***Meg***
Usiedliśmy w salonie na kanapach i minęło sporo czasu zanim wszyscy wdrożyliśmy się w rozmowę. Było tak cudownie, że nim się spostrzegliśmy było już po północy. Co chwila patrzyłam na okno i lekką poświatę gwiazd. W takich momentach jak te czułam się odrobinę szczęśliwa. Jakby gdzieś na horyzoncie pojawiło się słońce. Pierwsze koty za płoty i uff całe szczęście.
-Igła nigdy nie wspominał, że grałaś w siatkę.- stwierdził Dawid patrząc się to na mnie to na Igłę.
-Bo go o to poprosiłam. To zamknięty rozdział. Nie wrócę już do siatkówki.- zaśmiałam się jakby sama do siebie.
-Nawet za grubą kasę?
-Choćbym była obsypana złotem.
-Przyznam, że to zdjęcie z zagrywki jest imponujące.- uśmiechnął się Fabian.- i te majcioszki….Świetnie prezentowałaś się jako siatkarka.
-Wal się! Gacie wciskały się wszędzie gdzie się da.- skrzywiłam się na samo wspomnienie.- Na jeden mecz założyłam te z miniaturową nogawką, ale sędzia zauważył i pouczył mnie i kazał zmienić strój.
-Bo sam chciał sobie pooglądać. Pamiętam ten mecz, chodziłaś tak wściekła, że z daleka było widać jak buzuje w tobie krew.- dodała Chels.- Ta żyła, którą masz pod okiem przybrała kolor granatu.
-No, ale co tu dużo mówić, cuchnie mi tu przeznaczeeeeenieeeem.- do mych uszu doleciało wycie nr 11.- Ty i Niko macie numer 17. To musi być miłość…- w salonie dal się słyszeć głuchy plask. Tak, to Krzysiek i Niko próbowali zmienić tok myślenia Fabiana.
-Żadna miłość, tylko zbieg okoliczności.- sprostowałam.
-My się nawet nie lubimy.- dodał Penchev.- Zaledwie tolerujemy.
Doznałam dziwnego uczucia kiedy to mówił, jakby mnie to dotknęło. Właściwie nie wiedziałam dlaczego, bo w końcu ja też za nim nie przepadałam. Niko niby był przystojny i od jakiegoś czasu się starał, ale to nie było to. Wydawał mi się samolubny i niedojrzały. Do tego te gadżeciarskie zegarki. Wyglądał jakby wyższe uczucia nie były jego mocną stroną. Ale te ciemne oczy mówiły co innego.
-Pamiętam jeszcze…-  zaczęła Chelsea, ale ja już się wyłączyłam.
Wróciłam z pamięcią do ostatniego meczu. Prosiłam właśnie trenera, żeby pozwolił mi zejść, ale wyjątkowo nie chciał się zgodzić. Ze wściekłości, która w owym czasie zdarzała mi się często, odwróciłam głowę i zaczęłam się rozglądać po hali. Pamiętam to jak dziś… trybuny wypełnione, pełne rozentuzjazmowanych kibiców. Wśród nich dostrzegłam swoich rodziców, machali mi radośnie. Mike był wtedy malutki, miał na swojej ledwo opierzonej główce nauszniki dźwiękoszczelne. Machnęłam do nich ręką i wtedy zauważyłam te same ciemne oczy, które często mi się przypatrywały.
***Nikolay***
Wsłuchiwaliśmy się w opowieść Chelsea o tym jak mieszkając w Chicago, w pobliżu Wrigley Field wyszły z domu, który wynajmowały i chciały przedostać się na drugą stronę ulicy, gdy na drodze stanęli im kibice. Dziewczyny wmieszały się w tłum, który poniósł ich 3 kilometry wzdłuż wybrzeża. W trakcie trwania tej historii co jakiś czas bacznie lustrowałem Meg, która z niepokojem zmarszczyła brwi.
-To byłeś ty!- wypaliła.
-Kiedy, co i jak?- zjeżyłem się.
-Wtedy, na ostatnim moim meczu. Siedziałeś za moimi rodzicami w 3 rzędzie.
Luźny nastrój szlag trafił jak mydlane bańki. Wszyscy patrzyli na mnie z konsternacją.
-To byłeś ty, prawda? Wiedziałam, że skądś cię kojarzę, tylko nie mogłam sobie przypomnieć.
-Mówiłem, że to przeznaczenie.- wtrącił się Fabian.
-Te kwiaty dzisiaj to też twoja sprawka? – olałam Fabianka.
-Nie. Kwiaty są pewnie od jakiegoś adoratora, a ja nim nie jestem.
-I całe szczęście. Myślałam, że to kolejna twoja gierka.- fuknęła jak rozjuszona kotka.
Reszta przysłuchiwała się nam z niemym rozbawieniem. Wprawdzie nie miałem zamiaru tak ostro wyjechać jej z tym adoratorem, ale to był impuls. Nic na to nie mogłem poradzić. Tak swoją drogą to zastanawiam się od kogo mogły być te kwiaty…. „Nie. To nie moja sprawa.”- przekonywałem sam siebie.
Godzinę później rozjechaliśmy się do domów. Wieczór zaliczyliśmy do udanych, choć żaden z nas nie ukrywał, że nie należał on do typowych. Pewne było, że zapamiętam go na długo. Rozłożyłem się na kanapie i wróciłem pamięcią do tej ostrej wymiany zdań sprzed ponad 3 lat.
Siatkarki zakończyły mecz wygrywając 3:2. To był mecz „rzeźnia”, ale ta blondyna zrobiła swoje zdobywając prawie 30 punktów. Nic dziwnego, że jej twarz przybrała kolor papierowy, musiała być wyczerpana. Wzrost i cała jej postura nie pasowały do siatkarki. Filigranowa talia, smukłe wyglądające na mało umięśnione nogi, drobne dłonie. Wzrost kompletnie nienadający się do siatki, jakieś 170 cm. Wyglądała bardziej jak modelka niż siatkarka. Choć na modelkę też za niska. Fenomen jakiś.
W Rzeszowie planowałem grać od następnego sezonu i będąc przejazdem po prostu wpadłem obejrzeć halę. Trafiłem na mecz siatkarek. Po skończonym meczu zszedłem na dół, a mając przepustkę dostałem się nawet na boisko. Gdy rozglądałem się dookoła stojąc na środku hali wyobrażałem sobie granie w Rzeszowie. Nie wyobrażałem sobie jedynie, że skrzyżowanie modelki z walcem drogowym zniesie mnie na bok hali.
-Uważaj jak łazisz!- usłyszałem.
-Ja mam uważać? A gdzie ty masz oczy?! Nie powinnaś ich mieć w swoich czterech literach?
-Nie wiesz z kim zadzierasz patafianie!
-Wiem, z superlaską z kołkiem zamiast mózgu.
Widziałem, że jeszcze jedno zdanie, a jej drobna dłoń znalazłaby się na moim policzku.
-Wybaczę ci jak się ze mną umówisz!- krzyknąłem za nią. Dziewczyna nawet nie obróciła się tylko wycelowała środkowy palec do góry.
***Meg***
Pamiętam tą ostrą wymianę zdań między mną, a Penchevem lata temu. To wszystko jedynie mnie upewniło, że powinnam trzymać się z dala od niego i jego chorych gierek. Facet ma posrane w głowie. Jedyne na czym mu zależy to przelecieć i zostawić, tak…to na pewno.
Po tym jak wszyscy wyszli  opadłam bez sił na kanapę i wtedy poczułam to. Te perfumy, jego perfumy, lekki piżmowy zapach. Niech to szlag! Jutro niech piorą tapicerkę.
-Chels, ten wieczór to kompletna klapa! I to przez tego kutasa! Po co on tu przychodził?!
Nazajutrz miało być tylko gorzej… O ile mogło być.
_____________________________________________________
Mam nadzieję, że Wam się podobało.
Pozdrawiam! ;*

3 komentarze:

  1. No i ładna historia, Nikoś zaliczył przed laty podpadziochę i teraz będzie się musiał ostro napracować żeby wszystko naprawić. Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to teraz Penchev będzie musiał się napracować żeby to wszystko naprawić. Czekam na kolejne rozdziały.
    Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne opowiadanie :-) zaczęłam czytać i zostaję tu na stałe! Czekam na ciąg dalszy :-)
    Marta

    OdpowiedzUsuń