Och! Co za wredna pogoda. Pisać się nie chce i myśleć także. Oby dalej było lepiej :)
Zapraszam serdecznie na 4 rozdział.
Skrzyżowanie modelki z walcem drogowym.
***Nikolay***
Zamiast zająć się
zniknięciem gospodyni dzisiejszego wieczoru, oglądałem wraz z chłopakami
nagranie, które w odtwarzacz wrzucił Fabian. Kalejdoskop różnych wydarzeń z
życia Meg. Ogarnęło mnie dziwne uczucie widząc ją w koszulce Asseco z numerem
17 i napisem ROBINSON na plecach.
-Nie chcę, żebyście to oglądali, żeby potem jej
dokuczać.- uprzedziła Chelsea.
-Nikt nie ma zamiaru.
-Oby.
W ciągu jednego
wieczoru dowiedzieliśmy się więcej o Meg niż mogliśmy przypuszczać. Po
skończonym seansie większość składu siedziała z miną pełną konsternacji. Z
jednej strony jej historia budziła podziw, a z drugiej przygnębienie. Jak taka
mała istota udźwignęła to wszystko? Odejście z drużyny, strata rodziców,
wyniszczająca choroba, małe dziecko w domu i cała firma na głowie. Nie do
pojęcia. Aż zastanawiałem się jak uczynić moje życie bardziej wartościowym…
-Idę jej poszukać.- Igła wydawał się dość zatroskany
jej zniknięciem.
-Pomogę ci.
-Nie, zostań tutaj.
Siedziałem na kanapie
obok Piotrka. Wszyscy mieli marsowe miny i nikt nie chciał wypowiedzieć
chociażby zdania. Fabian kręcił głową dając do zrozumienia, że wie, że to przez
niego. Jochen klepnął go delikatnie w ramię, żeby tak się nie przejmował, ale
on tylko popatrzył bezradnie przed siebie.
***Meg***
Usiadłam na drewnianej
huśtawce pośród drzew zasadzonych przez dziadka Tadeusza. Styczniowy chłód
smagał mnie po policzkach, a ciało drżało jak osika. Coś we mnie drgało i
mówiło „to nie jest odpowiedni moment”, choć wiedziałam, że jeżeli coś ma się
zmienić to zmieni się tak czy siak.
Niebo roziskrzyło się
milionem gwiazd, a śnieg dookoła tylko potęgował we mnie uczucie niemocy.
Usłyszałam skrzypienie śniegu. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Krzyśka walczącego
z oblodzonym chodnikiem.
-Wracajmy do domu. Przeziębisz się.
-Nie chcę.
-Dlaczego nie chcesz?
-Boję się tych trudnych spojrzeń i tego co będzie
później.
-Nikt nie będzie cię oceniał.- objął mnie ramieniem.
-Nie wiem. To wszystko zaczynało się powoli układać…
-I ułoży się do końca.
Krzysiek wstał i podał mi dłoń. Pomaszerowaliśmy w
ciszy do domu.
***Nikolay***
Szczęk klamki przywrócił mnie do życia. Zza rogu
wyłoniła się Meg z rumieńcami na policzkach i błyszczącymi oczami. Patrzyła na
nas badawczo sondując nasze miny.
-Meg, posłuchaj. To wszystko nie tak…- zaczął
Fabian.
-Słuchajcie. To wszystko czego dowiedzieliście się
dzisiaj to… To moja przeszłość. –przerwała- Nie chciałabym, żebyście zaczęli
mnie inaczej traktować. Nie do końca było różowo w moim życiu, ale nie daję
sobie taryfy ulgowej więc nie chcę, żebyście mnie traktowali jakbym była z
porcelany. –poparzyła na nas tymi samymi smutnymi oczami.- I nic się nie stało
Fabian, poznaliście mnie od kuchni, może i ja będę miała okazję was tak poznać.
Jej ciepły uśmiech dodał mi otuchy. I wtedy to
zobaczyłem. Jej oczy- nie były smutne. One były mądre, życiowe i doświadczone,
bo widziały wiele.
-Na stole wciąż jest dużo jedzenia, a wy się
obijacie.- uśmiech zagościł na jej twarzy.
-Dalej chłopaki, pokażmy na co nas stać.- zaśmiał
się Krzysiek.
Powoli, ale
konsekwentnie wszystko znikało ze stołu. Atmosfera też zrobiła się nieco
luźniejsza przez co gospodyni coraz częściej się uśmiechała. Nie mogłem się na
nią napatrzeć. Była wciąż lekko spięta, ale przez to niesamowicie urocza. Aż
trudno uwierzyć, że ktoś mógł skrzywdzić takiego aniołka.
-Stary, odmul się.- poczułem plask na mojej szyi.-
To inna liga. Jej potrzebny jest facet, a nie jełop.
-Dzięki stary, już wiem dlaczego ty się nie
patrzysz.
Postać Meg przemknęła mi przed oczami. Przebrała
się?
-Chłopaki! Skoro już tak wiele o mnie wiecie nie
zaszkodzi, żebym pokazała wam coś jeszcze.-tak, przebrała się. Miała na sobie
obcisły top na cienkich ramiączkach i jedną z 87 par legginsów.- Nie patrz się
tak Penchev, te legginsy są moimi ulubionymi. Wybierz sobie inne!- uśmiechnęła
się półgębkiem.
Machnęła na Chelsea ręką, która sekundę później
pomagała jej przesunąć kanapę z dala od lewego rogu salonu.
-Co one? Będą tańczyć?- szepnął mi do ucha Marko.
Dopiero wtedy
zauważyłem jej bose stopy. Nie, to były stópki. Małe i zgrabne, owinięte
specjalnym antypoślizgowym materiałem. Wyglądała jakby za chwilę miała gdzieś
wyfrunąć. Spojrzałem na Igłę. Stał dumny i uśmiechał się tryumfalnie, jakby był
ojcem jej sukcesu.
-Pokaz przestawiania mebli?- usłyszałem za sobą.
-Zamknij się.- warknąłem na Dryję.
Meg wyciągnęła mały
pilocik z szuflady pod telewizorem. Nakierowała go na sufit. Jego mała część
otworzyła się i wysunął się czerwony sznur zamocowany gdzieś głębiej w suficie.
Sznur rozwinął się aż do podłogi. Ale to nie był taki sobie zwykły sznur. To
wyglądało niczym…. Nie, to tylko zwykły sznur.
-Ostatnio mam dwie najlepsze przyjaciółki. Chels i
ją. To jest szarfa akrobatyczna, na której codziennie ćwiczę. Jak już wyszkolę
się to pomyślę nad uatrakcyjnieniem waszych meczów. Może nawet osobiście.-
zauważyłem cień spięcia na jej twarzy.
-To skoro już ją wyciągnęłaś z otchłani sufitu to
pokaż nam cokolwiek.- zaproponował Igła. Chyba nie zauważył, że po to się
przebrała.
Meg leciutko wspięła
się po czerwonej szarfie i owinęła szarfą stopy, chyba dla utrzymania równowagi.
Popatrzyła na dół i odchyliła się maksymalnie do tyłu. „Zaraz spadnie!”-
pomyślałem. To samo pomyślał Pit, bo aż ruszył w jej stronę. Chelsea zatrzymała
go gestem i mrugnęła okiem. Gdy tak odchylała się maksymalnie do tyłu wyglądała
jakby lewitowała w powietrzu. I wtedy puściła szarfę nogami wykonała obrót do
tyłu łapiąc szarfę i zawisając w pozycji wyjściowej. Ciche westchnienie
rozległo się w salonie. Meg zsunęła się delikatnie na podłogę. Schodząc na
podłogę zauważyłem, że cała się trzęsie. Mogłem tylko zgadywać czy to z
wysiłku, zimna, czy stresu.
-To jest nowa ewolucja, dopiero co się jej
nauczyłam.- rozejrzała się speszona po salonie.- No powiedzcie coś, bo głupio
się czuję…
-Szok. Tego jeszcze nie widziałem. Wiedziałem, że
tańczysz i uprawiasz różne sporty, ale szarfy nie spodziewałem się…
-Musiałam wymyślić coś co pozwoli mi się rozwijać, a
jednocześnie być na miejscu z Mike’m. Szarfa mi na to pozwoliła, zamontowałam
ją w domu w Warszawie i godzinami, często nocami, ćwiczyłam.
***Meg***
Usiedliśmy w salonie na
kanapach i minęło sporo czasu zanim wszyscy wdrożyliśmy się w rozmowę. Było tak
cudownie, że nim się spostrzegliśmy było już po północy. Co chwila patrzyłam na
okno i lekką poświatę gwiazd. W takich momentach jak te czułam się odrobinę
szczęśliwa. Jakby gdzieś na horyzoncie pojawiło się słońce. Pierwsze koty za
płoty i uff całe szczęście.
-Igła nigdy nie wspominał, że grałaś w siatkę.-
stwierdził Dawid patrząc się to na mnie to na Igłę.
-Bo go o to poprosiłam. To zamknięty rozdział. Nie
wrócę już do siatkówki.- zaśmiałam się jakby sama do siebie.
-Nawet za grubą kasę?
-Choćbym była obsypana złotem.
-Przyznam, że to zdjęcie z zagrywki jest
imponujące.- uśmiechnął się Fabian.- i te majcioszki….Świetnie prezentowałaś
się jako siatkarka.
-Wal się! Gacie wciskały się wszędzie gdzie się da.-
skrzywiłam się na samo wspomnienie.- Na jeden mecz założyłam te z miniaturową
nogawką, ale sędzia zauważył i pouczył mnie i kazał zmienić strój.
-Bo sam chciał sobie pooglądać. Pamiętam ten mecz,
chodziłaś tak wściekła, że z daleka było widać jak buzuje w tobie krew.- dodała
Chels.- Ta żyła, którą masz pod okiem przybrała kolor granatu.
-No, ale co tu dużo mówić, cuchnie mi tu
przeznaczeeeeenieeeem.- do mych uszu doleciało wycie nr 11.- Ty i Niko macie numer
17. To musi być miłość…- w salonie dal się słyszeć głuchy plask. Tak, to
Krzysiek i Niko próbowali zmienić tok myślenia Fabiana.
-Żadna miłość, tylko zbieg okoliczności.-
sprostowałam.
-My się nawet nie lubimy.- dodał Penchev.- Zaledwie
tolerujemy.
Doznałam dziwnego
uczucia kiedy to mówił, jakby mnie to dotknęło. Właściwie nie wiedziałam
dlaczego, bo w końcu ja też za nim nie przepadałam. Niko niby był przystojny i
od jakiegoś czasu się starał, ale to nie było to. Wydawał mi się samolubny i
niedojrzały. Do tego te gadżeciarskie zegarki. Wyglądał jakby wyższe uczucia
nie były jego mocną stroną. Ale te ciemne oczy mówiły co innego.
-Pamiętam jeszcze…-
zaczęła Chelsea, ale ja już się wyłączyłam.
Wróciłam z pamięcią do
ostatniego meczu. Prosiłam właśnie trenera, żeby pozwolił mi zejść, ale
wyjątkowo nie chciał się zgodzić. Ze wściekłości, która w owym czasie zdarzała
mi się często, odwróciłam głowę i zaczęłam się rozglądać po hali. Pamiętam to
jak dziś… trybuny wypełnione, pełne rozentuzjazmowanych kibiców. Wśród nich
dostrzegłam swoich rodziców, machali mi radośnie. Mike był wtedy malutki, miał
na swojej ledwo opierzonej główce nauszniki dźwiękoszczelne. Machnęłam do nich
ręką i wtedy zauważyłam te same ciemne oczy, które często mi się przypatrywały.
***Nikolay***
Wsłuchiwaliśmy się w
opowieść Chelsea o tym jak mieszkając w Chicago, w pobliżu Wrigley Field wyszły
z domu, który wynajmowały i chciały przedostać się na drugą stronę ulicy, gdy
na drodze stanęli im kibice. Dziewczyny wmieszały się w tłum, który poniósł ich
3 kilometry wzdłuż wybrzeża. W trakcie trwania tej historii co jakiś czas
bacznie lustrowałem Meg, która z niepokojem zmarszczyła brwi.
-To byłeś ty!- wypaliła.
-Kiedy, co i jak?- zjeżyłem się.
-Wtedy, na ostatnim moim meczu. Siedziałeś za moimi
rodzicami w 3 rzędzie.
Luźny nastrój szlag trafił jak mydlane bańki.
Wszyscy patrzyli na mnie z konsternacją.
-To byłeś ty, prawda? Wiedziałam, że skądś cię
kojarzę, tylko nie mogłam sobie przypomnieć.
-Mówiłem, że to przeznaczenie.- wtrącił się Fabian.
-Te kwiaty dzisiaj to też twoja sprawka? – olałam
Fabianka.
-Nie. Kwiaty są pewnie od jakiegoś adoratora, a ja
nim nie jestem.
-I całe szczęście. Myślałam, że to kolejna twoja
gierka.- fuknęła jak rozjuszona kotka.
Reszta przysłuchiwała
się nam z niemym rozbawieniem. Wprawdzie nie miałem zamiaru tak ostro wyjechać
jej z tym adoratorem, ale to był impuls. Nic na to nie mogłem poradzić. Tak
swoją drogą to zastanawiam się od kogo mogły być te kwiaty…. „Nie. To nie moja
sprawa.”- przekonywałem sam siebie.
Godzinę później
rozjechaliśmy się do domów. Wieczór zaliczyliśmy do udanych, choć żaden z nas
nie ukrywał, że nie należał on do typowych. Pewne było, że zapamiętam go na
długo. Rozłożyłem się na kanapie i wróciłem pamięcią do tej ostrej wymiany zdań
sprzed ponad 3 lat.
Siatkarki zakończyły
mecz wygrywając 3:2. To był mecz „rzeźnia”, ale ta blondyna zrobiła swoje
zdobywając prawie 30 punktów. Nic dziwnego, że jej twarz przybrała kolor
papierowy, musiała być wyczerpana. Wzrost i cała jej postura nie pasowały do
siatkarki. Filigranowa talia, smukłe wyglądające na mało umięśnione nogi,
drobne dłonie. Wzrost kompletnie nienadający się do siatki, jakieś 170 cm. Wyglądała
bardziej jak modelka niż siatkarka. Choć na modelkę też za niska. Fenomen
jakiś.
W Rzeszowie planowałem
grać od następnego sezonu i będąc przejazdem po prostu wpadłem obejrzeć halę.
Trafiłem na mecz siatkarek. Po skończonym meczu zszedłem na dół, a mając
przepustkę dostałem się nawet na boisko. Gdy rozglądałem się dookoła stojąc na
środku hali wyobrażałem sobie granie w Rzeszowie. Nie wyobrażałem sobie
jedynie, że skrzyżowanie modelki z walcem drogowym zniesie mnie na bok hali.
-Uważaj jak łazisz!- usłyszałem.
-Ja mam uważać? A gdzie ty masz oczy?! Nie powinnaś
ich mieć w swoich czterech literach?
-Nie wiesz z kim zadzierasz patafianie!
-Wiem, z superlaską z kołkiem zamiast mózgu.
Widziałem, że jeszcze jedno zdanie, a jej drobna
dłoń znalazłaby się na moim policzku.
-Wybaczę ci jak się ze mną umówisz!- krzyknąłem za
nią. Dziewczyna nawet nie obróciła się tylko wycelowała środkowy palec do góry.
***Meg***
Pamiętam tą ostrą
wymianę zdań między mną, a Penchevem lata temu. To wszystko jedynie mnie
upewniło, że powinnam trzymać się z dala od niego i jego chorych gierek. Facet
ma posrane w głowie. Jedyne na czym mu zależy to przelecieć i zostawić, tak…to
na pewno.
Po tym jak wszyscy
wyszli opadłam bez sił na kanapę i wtedy
poczułam to. Te perfumy, jego perfumy, lekki piżmowy zapach. Niech to szlag!
Jutro niech piorą tapicerkę.
-Chels, ten wieczór to kompletna klapa! I to przez
tego kutasa! Po co on tu przychodził?!
Nazajutrz miało być tylko gorzej… O ile mogło być.
_____________________________________________________
Mam nadzieję, że Wam się podobało.
Pozdrawiam! ;*
No i ładna historia, Nikoś zaliczył przed laty podpadziochę i teraz będzie się musiał ostro napracować żeby wszystko naprawić. Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńNo to teraz Penchev będzie musiał się napracować żeby to wszystko naprawić. Czekam na kolejne rozdziały.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :))
Świetne opowiadanie :-) zaczęłam czytać i zostaję tu na stałe! Czekam na ciąg dalszy :-)
OdpowiedzUsuńMarta