Przeszukanie garderoby. Uff gacie na miejscu.
***Niko***
Dzień był wyjątkowy,
pod każdym względem. Najpierw był wyjątkowo beznadziejny, a później sukcesywnie
się poprawiał stając się wyjątkowo pozytywnym. W dodatku zostałem u Meg. Nie
twierdzę, że czułem się swobodnie, ale to zawsze jakiś krok na przód w naszej
relacji. Około godziny drugiej zbudził mnie sms: „Stary, stoję pod drzwiami,
otwórz.”- to był Marko. „Nie ma mnie w domu. Jak chcesz to wejdź. Klucze są pod
wycieraczką.” Chwilę później jak głupi szczerzyłem się do telefonu. „Rozerwij
się, może zapomnisz o naszej Amerykance.” Gdyby tylko wiedział, gdzie się
wybrałem…
Postanowiłem wstać i
rozprostować nogi nim położę się z powrotem. W domu było cicho, za oknem także.
Śnieg już nie sypał tak mocno, bo mogłem dostrzec pługopiaskarki, które gdzieś
daleko uprzątały ulice Rzeszowa. Gdzieniegdzie widziałem kolorowe lampki
choinek odbijające się od białego puchu. Wzrokiem penetrowałem jej ogród. Pomiędzy
jabłoniami w ogrodzie mogłem dostrzec coś świecącego. Wyszedłem z pokoju i
szedłem wzdłuż ściany z oknami przypatrując się temu czemuś święcącemu.
Dochodziłem do końca korytarza i już prawie zobaczyłem to, gdy drzwi do pokoju
Meg wyrosły spod ziemi. Koniecznie chciałem się dowiedzieć co tam było, ale
tylko okna jej sypialni wychodziły wprost na tamte jabłonie. Ciekawość
zaprowadziła mnie do pokoju choreografki. Drzwi były lekko uchylone z czego
nawet się ucieszyłem. Modliłem się jedynie, by podłoga w jej pokoju nie
trzeszczała. Ze zwinnością gimnastyczki dotarłem do okna-celu i zaniemówiłem.
Widziałem wyraźnie stare jabłonie, których gałęzie pokryte były puchem. Pośród
nich lśniła tafla. Małe jeziorko oświetlone blaskiem księżyca. Od zamarzniętej
tafli odbijały się wszystkie gwiazdy. Dopiero wtedy zauważyłem, że na
zamarzniętej tafli nie ma śniegu. Postanowiłem dobrze się przyjrzeć jabłoniom.
Tak, to dzięki nim tafla pozostała nienaruszona. Ich rozłożyste gałęzie
tworzyły dach nad jeziorkiem. Napawałem się przez chwilę tym widokiem. Noc była
spokojna, a ja stałem w jej pokoju i patrzyłem na coś, czego w życiu nie
widziałem.
Nie, to nie było
jezioro. To, co było tak niesamowite to ona leżąca w pościeli z uroczo
potarganymi włosami. Oddychała miarowo, a jej ciało pomimo powolnych i długich oddechów
z gracją lekko się unosiło. Och, gdybym tylko mógł znów zatopić się w jej
oddechu. Mogłem przysiąc, że dziś znów widziałem to jej spojrzenie.
Niczym zdążyłem to
dobrze przemyśleć leżałem za jej plecami lekko obejmując smukłą talię kobiety.
Mruknęła jedynie jak szlachetna kotka i wróciła w objęcia Morfeusza. Zbliżyłem
głowę do jej karku i tak zasnąłem. Dawno tak dobrze nie spałem.
***Meg***
O 7 rano słońce dopiero
wychylało się na wschodzie posyłając niemrawe promienie słoneczne wprost do
mojej sypialni. Zanim otworzyłam oczy rozkoszowałam się wspomnieniem snu.
Niczego tak bardzo mi nie brakowało jak takiej zwykłej nocy w objęciach
ukochanej osoby. Otworzyłam oczy i mogłam przysiąc, że wciąż czuje te ręce na
talii. Kontrolnie podniosłam głowę i wtedy serce mi zamarło. Obok mnie w łóżku
leżał Niko. To nie był sen… Stłumiłam pisk zaciskając buzię dłonią, uspokoiłam
oddech i przyjrzałam się gościowi. „Może miał koszmary i bał się sam spać? A
może my….” Kontrolnie przeszukałam swoją nocną garderobę, którą miałam na sobie.
Ufff gacie nadal były na tyłku.
Wstałam delikatnie z
łóżka i na paluszkach zaszłam do garderoby. Ubrałam się ze zwinnością nindży i
zeszłam do kuchni. Przez okno widziałam jak dozorca odśnieża podjazd za domem
prowadzący do głównej ulicy. Przyszykowałam śniadanie dla siebie i Niko.
Dumając nad zaistniałą sytuacją popijałam białą kawę i przegryzałam naleśniki.
Nim się zorientowałam była godzina 8:30 i musiałam się streszczać na próbę.
Zaszłam do pokoju i zostawiłam Nikołajowi śniadanie i list o okrojonej
subtelności.
Dzień
dobry. Jest 8:30 i muszę wyjść. Mam nadzieję, że dobrze Ci się spało. Śniadanie
masz naszykowane, ale jeżeli obudzisz się a będzie zimne, śmiało korzystaj
mikrofali. Podjazd odśnieżony. Kluczyki do mojego samochodu wraz z dowodem
rejestracyjnym zostawiłam Ci na stole w kuchni. Odbierze je Chels. Twoje
ubrania są w małej garderobie na dole (drugie drzwi po prawo od kuchni). Miłego
dnia. M.
Ostatni raz na niego
spojrzałam i zamarłam. Ten półbóg o oliwkowej skórze z anielską twarzą i
niewyparzonym językiem leżący w moim łóżku, pod moją kołdrą to on! Niko to On! Mężczyzna
z moich zamglonych wspomnień. Och!
Wyszłam z domu w
ekspresowym tempie, rzucając panu Edkowi krótkie „Dzień dobry” i „Dziękuję za
podjazd” po czym w wpakowałam się do służbówki i wyruszyłam na moją halę.
-Dziewczyno, co z
tobą?! Dzwoniłam z 10 razy!- darła się na mnie Chelsea.
Dopiero wtedy ogarnęłam
co tak naprawdę się stało. 10 kilometrów drogi przejechałam na stand-by’u. Moje
myśli krążyły wokół wydarzeń z 2012 roku. Cud, że dojechałam żywa.
-Chels, przepraszam.
Jestem myślami kompletnie gdzie indziej.
-No to zejdź na ziemię,
bo wszyscy już na ciebie czekają.
Co za porażka. Wszyscy
uwijali się w pocie czoła, a ja nawet na chwilę nie mogłam się skupić. Jeżeli
cos zwalą w trakcie występu to z pełną świadomością będzie to moja wina.
-Ten twój humor to
przez Pencheva, tak?
Spuściłam głowę między
ramiona. Cisza była wymowniejsza niż słowa.
-Co ci zrobił? Zabiję
go!- zawarczała.
-Właściwie nic. Po
prostu kojarzę pewne fakty.
-O czym ty mówisz?
Jakie fakty?
-Wszystko ci opowiem
tylko daj mi trochę czasu.
Próba mijała, a ja
obiecałam sobie, że przez ostatnie 15 minut skupię się maksymalnie. Dzięki
Bogu, wszyscy posłuchali mnie i odwalili kawał dobrej roboty. Zebrałam
wszystkich do siebie.
-Jeżeli tak samo dobrze
zatańczycie podczas środowego wyjazdu czeka was niespodzianka. Możecie się
rozejść. Do zobaczenia jutro rano na siłowni. Było obłędnie.
Zgodnie z moją wolą,
pan Edek pozamykał bramy i wejścia do mojego domu. Jedyne czego nie
potrzebowałam to towarzystwa. Po wejściu do domu zasłoniłam wszystkie okna, by
ukryć dom w ciemnościach dworu. Powoli jakby z namaszczeniem ściągnęłam swoje
ubrania i wrzuciłam je do garderoby.
Stopień po stopniu
przybliżałam się do Tego pokoju. Pokój, który nazwałam pokojem MEM był ukryty
za moją garderobą. Kiedyś był to pokój mojej babci, która chowała się przed
światem malując. Po moim powrocie pokój sprawował funkcję sentymentalną.
Znajdowały się w nim bowiem pamiątki związane z rodzicami, cheerleadingiem,
Asseco Resovią i dzieciństwem w Chicago. Przesunęłam palcami po rodzinnej
fotografii. Wyjęłam z tylnej kieszeni moich ulubionych spodni komórkę i wybrałam
numer.
-Halo? Meggie?
-Hej Daniel. Masz
chwilę?
-Mam. Brzmisz dziwnie,
coś się stało?- zaniepokoił się brat.
-Nie, tylko przeżywam
jakieś pieprzone deja vu.- wyrzuciłam z siebie.
Daniel westchnął cicho
do słuchawki jak gdyby chciał tym powiedzieć, że prędzej czy później dojdzie do
takiej rozmowy.
-Jak miał na imię ten
łajdak co leciał na moją kasę?
-Chris. A bo co?
-A był ktoś po nim?-
dopytywałam.
-Tak. Siatkarz.
-Nikołaj?
-Chyba tak, w każdym
razie Bułgar.
-Dlaczego nie jesteśmy
razem?
-Meg…Naprawdę…
-Daniel, szczerze.
-Spotykaliście się
przez kilka miesięcy, a później zdarzył się ten wypadek samochodowy.
Wylądowałaś w szpitalu i…Och! Meg, oni nie mogli go uratować…!- Daniel załkał.-
A ty niczego nie pamiętałaś… To wszystko działo się w krótkim odstępie czasu, dwa
tygodnie później dalej nic nie mogłaś sobie przypomnieć. I kilka dni potem
wydarzyła się ta katastrofa.
Zatkało mnie. Mogłam
przysiąc, że serce zamarło mi w piersi. Kalejdoskop wydarzeń przewinął się w
mojej głowie siejąc spustoszenie niczym huragan.
-Wiedział?
-Nie. To byłoby dla was
zbyt trudne. Nie chcieliśmy rozdrapywać w tobie kolejnych ran.
Westchnęłam cicho, ale
nie na tyle, by Daniel to przeoczył.
-Meg, jeżeli chcesz to
się na mnie złość, ale…
-Nie złoszczę się, bo
zrobiłabym to samo… Tylko teraz to wszystko takie posrane jest.
Rozmowa z bratem
uspokoiła mnie trochę, bo wyglądało na to, że pamięć tamtych dni powróciła.
Rozłączyłam się w przekonaniu, że gong kończący rundę jeszcze nie zabrzmiał.
Siedziałam w pokoju
jeszcze przez godzinę kontemplując. Sytuacja, w której się znalazłam była
wyjątkowo zagmatwana. Oczywiście wszystko muszę wyjaśnić Nikołajowi, a on pewne
sprawy mi. Inaczej przeszłość wciąż będzie nas gonić. Trzymając w ręku album ze
zdjęciami zauważyłam stronę, która była gdzieś luzem włożona między inne. Z
uwagą śledczego wyjęłam ją i przyjrzałam się uważnie. Ta strona ze zdjęciem
pochodziła z innego albumu. Napis na odwrocie strony głosił: Obzor, 03.2012r.
Na zdjęciu byliśmy my- ja i Niko, objęci i wpatrzeni w siebie.
Telefon ciągle wibrował
niczym grzechotnik na rozgrzanym kamieniu. Nie miałam siły na rozmowy,
pogaduszki. O ile nie tyczyło się interesów, musiało zaczekać. Dopiero po 3
tabletkach hydroxiziny byłam w stanie zadzwonić do Niego.
-Halo? Meg? Próbowałem
cię złapać cały dzień, byłem pod domem, ale dom zamknięty na głucho. Co się
dzieje? Wiem, że nie powinienem się zakradać…
-Niko, zaczynam sobie
przypominać.
-Co?!..To cu…
-Nie, wcale nie
cudownie! To wszystko mnie przytłoczyło…-załkałam.
-Przyjadę, będę za
chwilę.
-Nie. Obiecuję, że
porozmawiamy. Tylko proszę cię dajmy sobie kilka dni na załatwienie spraw. W
środę jest mecz. W czwartek od rana możemy rozmawiać, powyjaśniać sprawy.
-W czwartek? Jesteś
pewna? Nie wolałabyś wcześniej?
-Nie. Są rzeczy, które
nie wiem jak mam ci przekazać. Proszę, bądź cierpliwy.
-Och…
-Muszę kończyć. Daj z
siebie wszystko w środę. Pa!
~~
Środa przyszła szybciej
niż mogłam przypuszczać. Mecz wyjazdowy miał być w Warszawie. Byliśmy tam już
we wtorek wieczorem, by porządnie się wyspać i rano wstać i być gotowym na
wszystko. Na kilka dni przed występem prosiłam, by wszyscy szczególnie na
siebie uważali. Wszyscy mieliśmy dać z siebie 100%. Poziom adrenaliny wzrastał
w miarę upływu czasu, a na 20minut przed rozpoczęciem sięgnął zenitu.
Czekając na korytarzu
aż wszyscy się ustawią doleciała do mnie Chels.
-Meg, awaria! Sammy
spadła ze schodów!- roztrzęsiona Chels kręciła się w kółko.- Brakuje nam jednej
osoby.
-Spokojnie! Wezwałaś
lekarza?
-Tak, już ją opatrują.
Cholera brakuje nam akrobaty.- „Opanuj się.”-myślałam.
-Weź się w garść!-
potrząsnęłam nią.
Całej sytuacji
przyglądali się gotowi i zmotywowani zawodnicy Asseco Resovii. Chels odstawiała
szopkę gdy ja główkowałam co mam zrobić.
-Zastąpię
ją.-stwierdziłam. Chels wybałuszyła oczy w zdziwieniu.-No co się tak patrzysz,
nikt lepiej nie zna układu niż ja.- szturchnęłam ją łokciem i uśmiechnęłam się
krzepiąco.
Chelsea rozpromieniła
się momentalnie gotowa skakać z radości niczym młody koziołek. Zaczęła
wszystkich ustawiać i uspokajać bym mogła się przebrać. Przebierając się
przypominałam sobie akrobacje, piramidy i inne cuda nie widy, które zapełniały
choreografię. Drzwi szatni otworzyły się. Nie musiałam nawet patrzeć. Zapach
jego perfum powiedział mi wszystko.
-Daj z siebie wszystko.
-Dzięki. Ty też.
Jego wzrok był pełen
tęsknoty. Kiedy tak patrzył na mnie czułam ciepło bijące z tych ciemnych oczu. Poczułam
w sobie inną energię. Czas wrócić do walki, o siebie, o przyszłość.
Weszłam na boisko.
Stojąc w szyku czułam jak wszystko się we mnie gotuje. Przewrotem w przód na
jednej ręce rozpoczynaliśmy układ. Show must go on! Nim zdążyliśmy się
zorientować publiczność biła nam brawo a za nami zbierali się zawodnicy.
Zdyszana i pełna radości przeczesywałam wzrokiem publikę. I wtedy ich
zobaczyłam. Eli, Daniel i Mike siedzieli w pierwszych rzędach i machali do
mnie. Dałam im znać, żeby dali mi chwilę na przebranie. Podziękowaliśmy kibicom
i szybko zniknęliśmy w szatni. Przebrałam się w trymiga i ruszyłam do
„rodzinnego” sektora.
-Byłaś świetna!- mój
mały gagatek zawiesił mi się na szyi. Przytuliłam go mocno zapamiętując każdy
nowy szczegół.- Moja kochana siostra!
-Jak się
czujesz?-szepnął mi do ucha Daniel. Ścisnęłam jego dłoń mocniej.
-Lepiej, ale jutro
czeka mnie rozmowa z nim.
-Z kim?- wtrącił się
Mike.
-Z kimś, kto był dla mnie
bardzo ważny.
Widać było, że Mike
chętnie by mnie jeszcze powypytywał, ale zwróciłam jego uwagę na boisko.
Słodziak usadowił się na moich zmęczonych kolanach, co chwila wiercił się
niemiłosiernie podrygując w miejscu z podekscytowania. Jednocześnie trzymał
moją lewą dłoń tak mocno, że zbielały mu jego małe kosteczki.
-Zobacz!- wykrzyknął.-
Niko do mnie macha!- rzeczywiście siatkarz pomachał nam przed rozpoczęciem
meczu.
Mecz momentami był
zacięty do tego stopnia, że nie mogliśmy spokojnie usiedzieć w miejscach. Na
szczęście okazał się wygrany dla Asseco Resovii. Kibice wiwatowali jeszcze
przez trochę gdy drużyny dziękowały sobie za mecz. Ku uciesze młodego siatkarze
zrobili rundkę dookoła boiska przyklepując piątki z kibicami zebranymi wokół
band. Niko mnie nie zawiódł, bowiem dał z siebie wszystko. Mam nadzieję, że ja
też byłam wystarczająco dobra.
-Zabiorę na pół godziny
Mike’a. Poczekajcie proszę.- szepnęłam do nich.
Narzeczeństwo tylko się
uśmiechnęło przeczuwając co chcę zrobić.
-Chodź młody, pokaże ci
coś.- Mike złapał mnie za rękę i dziarsko pomaszerowaliśmy w korytarze pod
trybunami.
Weszliśmy w drzwi z
napisem MRE. W środku panował totalny rozgardiasz, który oznaczał, że tancerze
byli z siebie zadowoleni. Gdy tylko mnie zauważyli zaległa cisza.
-Chciałabym wam
przedstawić najważniejszego mężczyznę w moim życiu.- uśmiechnęłam się do
wszystkich potrząsając ręką Mike’a.- To mój najukochańszy brat, moje słoneczko.
Wszyscy machali mu i
witali się z nim i w miarę upływu czasu braciszek był coraz mniej spięty i
zażenowany. Z niektórymi zamienił nawet parę zdań.
-My idziemy dalej, a
wam chciałam powiedzieć, że byliście przedni. Jutro o godzinie 20 zapraszam was
do klubu. Obecność obowiązkowa.- uśmiechnęłam się promiennie.
-Gdzie idziemy?-
dopytywał.
-Niespodzianka.
Uchyliłam kolejne drzwi
upewniając się, że nie przyjdzie nam zobaczyć gołych zadków Resoviaków.
Szczęśliwie wszyscy byli już przebrani i po zebraniu z trenerem Kowalem.
-Chcieliśmy wam troszkę
przeszkodzić w wiwatowaniu.- powoli weszliśmy do środka.
Oczy Mike’go zrobiły
się wielkie jak dwa księżyce w pełni. Uśmiechnął się soczyście do mnie, dumnie
prezentując brak jedynki na górze i dwójki na dole.
-Pewnie pamiętacie
mojego brata. Chciałam się pochwalić jak urósł i zmężniał.- rzuciłam.
Igła nie czekając na
moje pozwolenie chwycił młodego w ramiona witając się z nim jak ze swoim synem.
Później chodził po całej szatni i obaj zagadywali innych. Co za uroczy widok.
-Myślisz, że się
ucieszy?- zza moich pleców wyszedł N. pokazując swoją koszulkę z autografami
wszystkich zawodników Resovii.
-Będzie
najszczęśliwszym dzieckiem w przedszkolu. Musimy już iść, Daniel na nas czeka.
Mike grzecznie stanął
przy mnie z największym bananem jakiego kiedykolwiek mi posłał.
-Widzimy się w
Rzeszowie mistrzu, co?- chłopcy zbili „żółwika”.
-Przyjeżdżam na ferie
do Meggie i mam nadzieję, że pójdziemy na mecz.- uśmiechnął się przekupnie do
mnie.
Odtransportowałam
chłopca do samochodu, w którym siedzieli Daniel z Eli. Pożegnałam się i ze
łzami wzruszenia ruszyłam do jednego z naszych busów. Czas wracać do domu.
~~
-Cholera! Kto to może
być?- otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek. Była 6.30
Nie wiem kto śmiał
zakłócać mi sen. Ale wiedziałam, że porachuję się z tym osobnikiem osobiście.
Otworzyłam drzwi wejściowe, a w nich stał pan Edek.
-Przepraszam pani
Robinson, ale ten pan twierdzi, że był umówiony.- zza winkla wyjrzał Niko.
-Mówiłaś, że
porozmawiamy w czwartek więc jestem. Po drodze wpadłem do piekarni, pomyślałem,
że będziesz głodna.
-W porządku panie Edku.
Dziękuję.
Zamknęłam za gościem
drzwi.
-Penchev, ukatrupię
cię.
_______________________________________________________
Rozdział z rodzaju "trudne". Trudny do napisania, trudny do zmasterowania. W kolejnym rozdziale zwrot akcji(?) Czekam na Wasze cenne opinie. :)
Do następnego!
Ufff gacie nadal były na tyłku.- Jednym słowem rozjebałaś mnie tym tekstem :"D
OdpowiedzUsuńBoziu kocham to czytać! <333
Czekam z niecierpliwością i z wielkim bananem na ustach
Do następnego :*
Chyba nie mam pojęcia, co się tu wyrabia. XD Zdążyłam zarejestrować tylko to, że kiedyś Meg i Niko byli razem, potem wypadek, ona straciła pamięć... A co z Niko? On wszystko pamiętał, ale wolał się usunąć z jej życia, czy też zapomniał i dopiero po pewnym czasie wspomnienia wróciły, ale wtedy już nie mógł odnaleźć Meg? Skomplikowane to wszystko.
OdpowiedzUsuńFaktem nadal jednak pozostaje, że ciągnie ich do siebie i mają wspólną przeszłość. Mam nadzieję, że wszystko sobie wyjaśnią tak, żebym ja też zrozumiała XD
Pozdrawiam i całuję! ;*
Och, właśnie nie wszystko jest podane na tacy :) Masa niedopowiedzeń. Wszystko wyjaśni się w 7 i 8 rozdziale (oba są gotowe). Czekaj cierpliwie ;*
UsuńMnóstwo niedopowiedzeń, które wywołują wielką ciekawość co do przeszłości Niko i Meg. Czekam z wielką niecierpliwością na następny :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń