Reflektujesz na kawę?
Reszta nocy była
męcząca. Około 3 nad ranem obudził mnie koszmar i cała roztrzęsiona zeszłam na
dół po szklankę wody. Później nie było wcale lepiej. Przeszywający ból głowy
doprowadzał mnie do szału. Wsparłam głowę na rękach.
-Meg, obudź się! Hej!-
coś szarpało moim ramieniem.
Otworzyłam klejące się
oczy i dopóki nie wróciła mi ostrość widziałam tylko kupę kolorów i nic więcej.
Podniosłam głowę i roztarłam kark. Ostrość wróciła, ale zanim synapsy w mózgu
wykonały swoją robotę, kobiecy głos uświadomił mi gdzie jestem.
-Spałaś w kuchni? –
rzeczywiście byłam u siebie w kuchni.
-Chyba tak. Nie jestem
pewna.
Wstałam ze stołka
barowego i przez 10 sekund próbowałam utrzymać równowagę. Chels patrzyła na
mnie tymi wyłupiastymi oczami nie do końca wiedząc co się dzieje.
-Jesteś pewna, że
chcesz iść na to spotkanie?
-Która godzina?- mój
mózg jakby nie rejestrował wypowiadanych przez nią słów.
-7 rano. A więc?
-Więc co?
-Czy pójdziesz na to
spotkanie? To z prezesem Asseco jakbyś nie pamiętała.
-Tak. Mam prośbę.
Zawieź mnie proszę.
Dwa razy nie musiałam
jej prosić. Widząc w jakim jestem stanie
Chels bez chwili wahania wyciągnęła resztki z wczorajszej kolacji i podgrzała w
mikrofalówce, po czym przyrządziła mi mocną kawę z dużą ilością brązowego
cukru. Oddawałam się powolnemu żuciu kawałka pizzy, którą wczoraj tak
pieczołowicie robiłam.
-Trzymaj.- na
horyzoncie pojawiła się z ubraniami w ręku.- Zęby musisz umyć już sama.
Spojrzałam na Chelsea
pytająco. Przecież sama mogłam sobie naszykować ubrania, pewnie zajęłoby mi to
troszeczkę więcej czasu, ale dałabym radę.
-Wyglądasz dzisiaj
okropnie, jak kupa gówna.- zawsze mogłam liczyć na jej fachowe opinie.- Poza
tym wszystkie eleganckie spodnie masz w praniu, musisz włożyć kieckę, nie masz
wyboru.
Sukienek i spódnic nie
nosiłam od czasu cheerleaderek. Choć w mojej szafie było dostatecznie dużo
kiecek nigdy nie byłam do nich przekonana. Za dużo odsłaniały, a ja nigdy nie
lubiłam odsłaniać nóg. Ostatni raz kiedy miałam na sobie sukienkę było wesele
dziewczyny z grupy, czyli totalny przymus. Spojrzałam na tą, którą wybrała
Chels. Granatowa, asymetryczna z długim rękawem. Może być.
-Idź się szykuj
dziewczyno.
-Tak jest, mamo!
Widziałam już taką
zmasakrowaną twarz. Spuchnięte i przekrwione oczy. Szara cera, opadające kąciki
ust. Nawet żyła pod lewym okiem była niewidoczna jakby nie było w niej krwi.
Może odpłynęła mi też krew z mózgu? To by wyjaśniało dlaczego tak wolno myślałam.
Pełna tapeta była
nieuchronna. Na co dzień malowałam jedynie rzęsy, bo reszta była znośna, ale
jedyne co ratowało mnie dzisiaj to pełna szpachla. Wolniej niż zwykle
nakładałam wszystko na siebie sondując czy już wystarczy. Jeszcze tylko zrobić
oko…jeszcze tylko nałożyć puder…jeszcze tylko róż, i uff. Jest!
-Gotowa?- Chels
zajrzała do łazienki.- Jest 8.40.
Droga do siedziby
Asseco trwała nieznośnie długo. Głowa nadal mnie bolała i jedyne o czym
myślałam to zakończyć rozmowy z klubem i pójść się położyć. Zanim jednak miałam
to zrobić czekała mnie biznesowa papka. Szłam korytarzem i powtarzałam sobie
bym się skoncentrowała, bo gdy zorientują się, że nie jestem w formie będą
chcieli ugrać więcej.
-Witamy, proszę
usiąść.- powitał mnie prezesik w drzwiach. Uścisnęłam jego rękę i usiadłam na
pierwszym wolnym miejscu.
-Proszę zapoznać się z
treścią umowy. Wszelkie zaznaczone przez panią poprawki zostały naniesione.
Mogę jedynie przeprosić za tak nieprofesjonalną umowę. Mam również nadzieję, że
te kwiaty chociaż trochę zrehabilitowały mnie.
-Kwiaty?- nie załapałam
w trakcie czytania umowy.
-25 róż, które wczoraj
poleciłem wysłać.- jego uśmieszek przyprawił mnie o mdłości.
-Ach tak, dotarły.
Dziękuję, ale był to zbędny gest.
-Mówiłem, że to nie ode
mnie.- ktoś szepnął mi do ucha.
Odwróciłam głowę w lewą
stronę i znowu uderzyły mnie te ciemne oczy przypatrujące mi się badawczo.
-Odczep się.-
odszepnęłam.
-Tak teraz będziemy ze
sobą rozmawiać?- nie dawał za wygraną.
-Nie widzisz, że mam
teraz lepsze rzeczy do roboty?
Wróciłam do ponownego
czytania umowy. Wszystko wyglądało na dopracowane i o nic nie mogłam się
przyczepić. Tym razem to dobrze. Im wcześniej skończę, tym szybciej znajdę się
w łóżku i chociaż troszkę odeśpię tę noc.
-Wszystko wygląda
dobrze. Zapisy też są odpowiednio dopracowane.- oddałam prezesowi podpisaną
kopię dokumentu.- Z mojej strony to wszystko. Do widzenia.- już wstawałam od
stołu gdy prezesik mnie zaczepił.
-Panno Robinson, a może
reflektowałaby pani na kawę dzisiaj popołudniu?
-Panie prezesie, nie
łączę przyjemności z interesami. Dowidzenia, życzę wszystkim udanego dnia.-cień
uśmiechu przeszedł po twarzach pozostałych zebranych.
Wyszłam z
konferencyjnej jak najszybciej. Nie zważając na to jak chamsko to wyglądało
udałam się czym prędzej do samochodu.
-Proszę cię, zaczekaj.-
ręka Niko spoczęła na moim ramieniu.- To wszystko to jakieś cholerne
nieporozumienie.
-Proszę cię, tylko nie
syp mi tutaj tekstami w stylu „zmieniłem się”, okay? Charakter tak łatwo się
nie zmienia.
-Ty jednak się
zmieniłaś.
-Nie sama. To los mnie
zmienił, taka jest różnica.- spojrzałam mu w oczy.- A teraz proszę, daj mi
spokój, muszę iść.
Zostawiłam go stojącego
na środku wejścia głównego. Przez okno samochodu widziałam jego spiętą minę.
Patrzył za samochodem nieprzeniknionym wzrokiem. Mama zawsze radziła, żeby
przebaczać, ale to co mnie zniechęcało do tego to strach. Strach przed słabością-
moją. Słaby charakter, słaba silna wola- to nie są atrybuty sukcesu ani
szczęścia. Niko ma silny charakter, jak to ludzie z Bałkanów, a ja? Jak okażę
się słaba to pozwolę się zdominować.
-Słuchasz mnie w
ogóle?!- wrzasnęła Chels.
-Przepraszam,
zamyśliłam się. Co mówiłaś?
-Podwiozę cię i
uciekam. Mam parę spraw do ogarnięcia przed próbą.
-Jasne, weź mój
samochód. Ja dojadę służbowym.
-Ciebie chyba pogięło.
Nie wychylasz nosa z domu. Odpoczywasz! Nie będę zbierała zwłok później!-
matkowała dziewczyna.
Uśmiechnęłam
się tylko i oddałam się muzyce płynącej z głośników. Nim się obejrzałam
machałam Chels z ogrodu gdy odjeżdżała w kierunku swojego domu. Weszłam do domu
i zrzucałam sukcesywnie wszystkie ubrania rozrzucając je po całym domu. Nie
miałam siły na nic. Schody na górę do sypialni pokonałam na czworakach, a na
łóżko wczłapałam się ostatkiem sił. Na szczęście sen przynosi ukojenie.
Do rzeczywistości
przywróciły mnie wibracje telefonu leżącego tuż przy moim lewym uchu.
Mimowolnie sięgnęłam ręką po niego. Jednym okiem zlustrowałam wyświetlacz. 4
nieodebrane połączenia, 1 sms- wszystko z tego samego numeru. Z ciekawością
otworzyłam skrzynkę odbiorczą.
„Reflektujesz na kawę? Czekam o 16 w kawiarni
Niebieskie Migdały. N.”
Szybkie spojrzenie na
zegarek. 17.30, fuck! Zaklęłam pod nosem jakby to cokolwiek miało zmienić. Nie
spotkałabym się z nim, nie ma mowy. To wszystko było zbyt świeże, by zacząć się
z kimś spotykać. Poza tym wcale nie był mi potrzebny facet, którego trzeba było
wychowywać. Po nieudanym połączeniu z numerem Niko, stwierdziłam, że pewnie się
obraził. No cóż, niczego mu nie obiecywałam.
Spakowałam
najpotrzebniejsze rzeczy w sportową torbę i ruszyłam do samochodu. Kilka minut
później stałam przed moim dzieckiem- moją własną halą taneczną. Cały zespół
pewnie już miał próbę. Po przebraniu się w ulubione legginsy i bokserkę szłam
do wejścia na salę. Drzwi były lekko uchylone. „Nic się nie stanie jak ich
trochę popodglądam.” Zamiast tego
usłyszałam rozmowę.
-Nie wiem dlaczego tak
się uparła na Niko. To dobry chłopak.- to głos Krzyśka.
-Zaszedł jej za skórę i
zablokowała się.
Zaduma zdominowała
przez jakiś czas dwoje moich przyjaciół. Zdało się słyszeć ciche westchnienia
obojga.
-Pamiętam, że jak ją
poznałem nie było lepszej do zawierania przyjaźni. Miała naturalny dar
zjednywania sobie ludzi. A teraz? Zrobiła się taka… inna.
-Po tym wszystkim miała
prawo. Nic na siłę nie możemy zrobić.- wyjaśniała Chelsea.
-Dzisiaj nawet nie
przyszła do kawiarni, do której zaprosił ją Niko.
„Mhm. Ależ mi to zaproszenie. Sms, nic więcej.”-
pomyślałam.
-Pewnie dlatego, że źle
się czuła. Zastałam ją rano śpiącą z głową na barze.
-Piła?- zaniepokoił się
Krzysiek.
-Nie. Na pewno nie.
Wydaje mi się, że źle się czuła.
-Cholera,
trzeba umówić ją z lekarzem i… Nikołajem. Bo jeszcze oboje ich wykończą te
niedopowiedzenia.
-Z nikim mnie nie trzeba umawiać, sama sobie dam
radę, tak jak dawałam przez ostatnie lata.- wyszłam zza ich pleców.- Swoją
drogą powinniście wiedzieć, że nie obrabia się komuś dupy przy otwartych
drzwiach.- uśmiechnęłam się słodko.
Gwizdkiem zaznaczyłam
swoją obecność na hali. Ściszywszy muzykę do minimum zebrałam wszystkich w
krąg. Po krótkich powitaniach i omówieniu sytuacji w grupie wyznaczyłam
choreograficzne zadania. Mecze Resovii były rozgrywane regularnie, a my musieliśmy
wejść jak najszybciej. Każdy miał jakiś pomysł co dołożyć do choreografii, jak
ulepszyć i udoskonalić wejścia i wyjścia.
-Wszystkie wasze
pomysły rozważę, ale musimy pamiętać, że to oni są głównymi gwiazdami, a nie
my. Co wcale nie oznacza, że taki dodatek jak my ma nie wykonać swojej roboty
jak najlepiej. Jasne?- wszyscy kiwnięciem głowy zgodzili się ze mną.- A teraz
rozdzielcie się na trzy i zatańczcie to samo.
Wszyscy w pocie czoła
uwijali się jak najlepiej potrafili. Niektórym ewidentnie nie pasowała
choreografia co wcale nie oznaczało, że mieli rezygnować lub obijać się. Po
trzech godzinach mozolnych poprawek zakończyłam próbę i wezwałam wszystkich do
siebie. Czas na opieprz.
-Jesteście tu, bo
lepszych tancerzy od was nie ma.- popatrzyłam się po twarzach wszystkich.- Ale
większych opierdalaczy niż wy także nie ma.- miny im zrzedły.- Dzisiejsza próba
pokazała, że jest jeszcze wiele do poprawy w choreografii, ale największej
zmiany wymaga wasza postawa. Chcecie tu być?- wszyscy zgodnie pokiwali
głowami.- To jutro o 9 macie mi to udowodnić. Nie chcę sobie pluć w brodę, że
was tu ściągnęłam. Do jutra!
Chels przypatrywała się
tej scenie z daleka. Od początku próby trzymała się na uboczu bojąc się mojej
reakcji na jej rozmowę z Krzyśkiem.
-Chodź tu wariatko.-
zawołałam do niej.
-Martwimy się…-
rozłożyła ręce w geście bezradności.
-Wiem, doceniam.-
zdobyłam się na uśmiech.
-Meg…Ktoś na ciebie
czeka.- spojrzałam na drzwi. Stał w nich wysoki brunet o oliwkowej cerze i
ciemnych oczach.
-Zabiję was.- skwitowałam
krótko.
Niczym się zorientowałam Chels już nie było, a na
jej miejscu stał Niko.
-Cześć.- rzuciłam
speszona.
-Nie przyszłaś.
-Byłam tutaj. Nie
mogłam opuścić próby.
Nikołaj odwrócił głowę
w stronę okien. Wyglądał zmartwionego i trochę zmęczonego. Bruzda na czole
sugerowała, że nad czymś intensywnie myślał. Stał obok mnie taki wysoki,
dostojny i znów pachniał piżmem. Jeszcze trochę, a wpadłabym po uszy.
-Wiem, że to
nieprawda.- rzekł w końcu.- Byłem tutaj zaraz po 16.
Co za pech. Nie dość,
że nie umiem kłamać to jak już spróbuję to kompletna klapa. Nawet nie
wiedziałam jak wybrnąć. Poczerwieniałam ze złości, na siebie.
-Nie wysilaj się.- Niko
chyba zauważył moją konsternację. Ruszył do drzwi wejściowych na halę.
-Zaczekaj! To nie tak,
zostań! Porozmawiajmy…
-Chciałem. Uwierz mi,
że chciałem w końcu wyjaśnić tą całą sytuację, ale nie przyszłaś. A teraz co?
Za każdym razem gdy tylko się spotkamy będziemy udawać, że się nie znamy, tak?
Tego naprawdę chcesz?
-Nie.- szepnęłam
zupełnie zbita z tropu.
-To do cholery przestań
się zachowywać jak rozkapryszona księżniczka! Spieprzyłem sprawę, to fakt! Ale
musimy się w końcu dogadać…
-Wiem..ale…
-Ale co? Powiedz. To za
dużo na raz? Nie rozumiesz, że jak będziemy się tak szarpać to skrzywdzimy nie
tylko siebie, ale i innych. Wtedy to na pewno będzie za dużo na raz.
Niko stał nade mną i ciężko
oddychał, a ja jak ta Sierotka Marysia stałam ze spuszczoną głową, w której
kłębiły się myśli rodem z tanich romansów. W końcu usłyszałam ciche
westchnienie i dopiero wtedy odważyłam się spojrzeć mu prosto w oczy.
-Przyjedź do mnie za
godzinę. Tylko ubierz się ciepło.- rzuciłam.
-Randka?
-Raczej sesja
terapeutyczna. Będziesz?- nieśmiały uśmiech zagościł na mojej twarzy.
Kiwnął głową i ruszył
do drzwi. Stałam jeszcze przez parę minut wpatrując się w miejsce, w którym zniknął.
„Dzisiaj jest sądny dzień”.- pomyślałam. Czas leczy rany, ale otwarte ponownie
bolą jak diabli. Od dzisiaj ponownie będziemy lizać się z ran.
Do domu wpadłam niczym
torpeda wrzucając wszystko co tylko możliwe do szafy i ogarniając dom. Niko
miał być za 20 minut, a ja byłam w rozsypce. Nie dość, że nie do końca byłam
gotowa na tą rozmowę to jeszcze nie miałam czasu, by się do niej przygotować.
Naszykowałam wszystko, co mogłoby być potrzebne i ruszyłam po schodach do
garderoby. I jak każda porządna kobieta
miałam problem doborem czegokolwiek. Po chwili zastanowienia wyszłam z niej ze
stosikiem ubrań. Po szybkim prysznicu i ogarnięciu się mogłam spokojnie usiąść
i poczekać na gościa.
Godzina minęła, a ja
wciąż na niego czekałam.”Ale ty głupia jesteś, przecież to wszystko to odwet za
moje nieprzyjście.”- utyskiwałam sobie. Minuty mijały, a ja nie mogłam sobie
znaleźć miejsca. Plułam sobie w brodę za tą łatwowierność. Uhhh… Kilka minut później
usłyszałam energiczne pukanie. Otworzyłam drzwi, a tam stał on. Na jego
ciemniejszej karnacji widziałam wypieki od zimna. Cały się trząsł.
-Wpuścisz mnie do
środka?- zapytał drżącym głosem.
Dopiero wtedy poszłam po rozum do głowy. Złapałam go
za rękę i wciągnęłam do środka.
-Przepraszam, drzwi mi
zamarzły. Nigdzie nie było taksówki i leciałem pieszo, a kwiatki zdechły mi po
drodze.- tłumaczył się.
-Rozbieraj się. Jesteś
przemarznięty.
Zdjął z siebie cały
zimowy ekwipunek. Zaniosłam jego rzeczy do podgrzewanej garderoby. Biegiem
zbiegłam na dół. Wyjęłam kieliszek z górnej szafki i napełniłam ją cieczą koloru
krwistego.
-Trzymaj. Musisz się
rozgrzać.- podałam mu wino.- Zrobię coś do jedzenia, pewnie zgłodniałeś.- Niko
jedynie uśmiechnął się widocznie zawstydzony.
-Pomogę ci.
Staliśmy obok siebie, ramię
w ramię przygotowując posiłek dla nas dwojga. Sałatka z szynką prosciutto
wydawała się szybkim i łatwym rozwiązaniem, a przygotowana w ekspresowym tempie
tak samo szybko znikła z talerzy. Jego spojrzenie prosto w oczy dało znak, że
czas na rozmowę.
-Naprawdę cię
przepraszam za to zachowanie na boisku. Byłem kompletnym oszołomem.- zaczął.
-Po trzech latach
stwierdzam, że… to w sumie była dość zabawna sytuacja.- uśmiechnęłam się.
-Myślisz, że zapomnimy
o wrogości?
-Myślę, że od godziny
już o niej nie pamiętamy.
Nastrój całkowicie się
zmienił. Zrobiło się lżej, łatwiej. Siedząc naprzeciwko siebie dokładnie się
widzieliśmy. Takie są zalety sofy w kształcie litery U. Zamiast rozmawiać
zamilkliśmy. Za oknem zmieniła się aura i zaczął padać śnieg. W telewizji
leciała jakaś tania komedia. Przypomniałam sobie o założeniu dzisiejszego
wieczoru. Niech to szlag.
-Chciałam ci coś
pokazać na zewnątrz, ale pogoda chyba nam nie sprzyja.- spojrzałam
przepraszająco.
Wieczór płynął niczym
piękna melodia. Pomimo tego, że zostaliśmy na miejscu to śmiech, wspomnienia i
opowieści wypełniały mój salon. Co chwila z ust któregoś padało pytanie,
zupełnie niewymuszone. I tak rozmowa się toczyła naturalnym tokiem.
Dowiedziałam się wielu rzeczy na temat Nikołaja. Tabula rasa była sukcesywnie zapisywana.
Około godziny 23, na moją komórkę
przyszło powiadomienie. „Meg, jesteśmy wszyscy uziemieni. Drogi sparaliżował
śnieg.”- to sms od Krzyśka. Niko też coś dostał ta telefon.
-No to kolejna
wycieczka na piechotę.- skwitował.
Wyjrzałam za okno.
Kilka godzin, a mój podjazd był zasypany niemal metrem śniegu.
-Nie ma mowy. Nie
pójdziesz w takich warunkach.- wskazałam ręką na widok za oknem. Niko był lekko
speszony koniecznością pozostania u mnie.
-No wiesz, tak głupio
trochę…
-Pokażę ci twój pokój,
będziesz miał osobną łazienkę. Nic ci nie grozi.- zapewniłam go chichocząc.
Pokój nie był tak duży
jak mój, ale było dość miejsca, by 196 cm zmieściło się wygodnie. Łoże było
wystarczające, a pamiętając jeden z filmików Igłąszyte, w którym chłopcy narzekali
na zbyt małe łóżka, wszystkie łóżka w moim domu były robione na ponad
dwumetrową miarę. Wszystko utrzymane w schludnym beżowym kolorze emanowało
trochę hotelową estetyką. Podobnie jak łazienka, która była zaprojektowana dla
gości niestandardowego wzrostu.
-Jeżeli będziesz czegoś
chciał to mój pokój jest po drugiej stronie korytarza.-wyszłam z pokoju skrycie
taksując go wzrokiem.
Niczym się położyłam
była prawie 1 w nocy, a jutro rano czeka mnie trening. Wystarczyło bym złożyła
głowę na poduszce a już leżałam w objęciach Morfeusza, który zadbał by me sny
były przyjemne. Sen przyniósł ukojenie i rozkosz, bowiem śniło mi się, że śpię
w ramionach mężczyzny. Sen był niemal rzeczywisty, czułam ramię wyśnionego
osobnika na mojej talii i słodki oddech na moim karku. Wydawało mi się, że znam
tę postać…
___________________________________________________________
"Lizać się z ran, po obcych ustach,
Typa o smaku mlecznego chupa-chupsa"
Niech wena będzie z Wami! :)
Zajebisty *-* co tu dużo mówić ^^
OdpowiedzUsuńCzekam na wiecej
a najlepszy tekst:-Wyglądasz dzis okropnie, jak kupa gówno :'D dojebałaś
Aaaa dziękuję :) jeszcze trochę i wyrobię się :D
UsuńZajrzałam, nadrobiłam i bardzo mi się podoba!
OdpowiedzUsuńTa historia to takie połączenie dwóch światów, a przynajmniej takie mam wrażenie. Dziewczyna spełnia się zawodowo, robi to, co kocha, ale przy okazji (może przez sentyment?) wplątuje w to również siatkówkę. I to naprawdę ciekawe połączenie.
Jak widać z Penchevem łączy ją o wiele więcej, niż na początku myślała. Szczerze? Niko zachował się jak palant, ale w sumie Meg też nie szczędziła słów. Oboje są siebie warci. ;)
Pozdrawiam i całuję! ;*
Trafiłaś w samo sedno :) Oboje mają swoje za uszami, ale czekaj cierpliwie jeszcze wszystko może przewrócić się do góry nogami.
UsuńAaaa i uwielbiam nieobojetnosc :) pozdr.