czwartek, 13 sierpnia 2015

Rozdział 5- "Liżemy się z ran."

Dzisiaj rozdział 5. Dłuższy, ale mam nadzieję, że nie znudzi Was. :)

Reflektujesz na kawę?

Reszta nocy była męcząca. Około 3 nad ranem obudził mnie koszmar i cała roztrzęsiona zeszłam na dół po szklankę wody. Później nie było wcale lepiej. Przeszywający ból głowy doprowadzał mnie do szału. Wsparłam głowę na rękach.
-Meg, obudź się! Hej!- coś szarpało moim ramieniem.
Otworzyłam klejące się oczy i dopóki nie wróciła mi ostrość widziałam tylko kupę kolorów i nic więcej. Podniosłam głowę i roztarłam kark. Ostrość wróciła, ale zanim synapsy w mózgu wykonały swoją robotę, kobiecy głos uświadomił mi gdzie jestem.
-Spałaś w kuchni? – rzeczywiście byłam u siebie w kuchni.
-Chyba tak. Nie jestem pewna.
Wstałam ze stołka barowego i przez 10 sekund próbowałam utrzymać równowagę. Chels patrzyła na mnie tymi wyłupiastymi oczami nie do końca wiedząc co się dzieje.
-Jesteś pewna, że chcesz iść na to spotkanie?
-Która godzina?- mój mózg jakby nie rejestrował wypowiadanych przez nią słów.
-7 rano. A więc?
-Więc co?
-Czy pójdziesz na to spotkanie? To z prezesem Asseco jakbyś nie pamiętała.
-Tak. Mam prośbę. Zawieź mnie proszę.
Dwa razy nie musiałam jej prosić. Widząc  w jakim jestem stanie Chels bez chwili wahania wyciągnęła resztki z wczorajszej kolacji i podgrzała w mikrofalówce, po czym przyrządziła mi mocną kawę z dużą ilością brązowego cukru. Oddawałam się powolnemu żuciu kawałka pizzy, którą wczoraj tak pieczołowicie robiłam.
-Trzymaj.- na horyzoncie pojawiła się z ubraniami w ręku.- Zęby musisz umyć już sama.
Spojrzałam na Chelsea pytająco. Przecież sama mogłam sobie naszykować ubrania, pewnie zajęłoby mi to troszeczkę więcej czasu, ale dałabym radę.
-Wyglądasz dzisiaj okropnie, jak kupa gówna.- zawsze mogłam liczyć na jej fachowe opinie.- Poza tym wszystkie eleganckie spodnie masz w praniu, musisz włożyć kieckę, nie masz wyboru.
Sukienek i spódnic nie nosiłam od czasu cheerleaderek. Choć w mojej szafie było dostatecznie dużo kiecek nigdy nie byłam do nich przekonana. Za dużo odsłaniały, a ja nigdy nie lubiłam odsłaniać nóg. Ostatni raz kiedy miałam na sobie sukienkę było wesele dziewczyny z grupy, czyli totalny przymus. Spojrzałam na tą, którą wybrała Chels. Granatowa, asymetryczna z długim rękawem. Może być.
-Idź się szykuj dziewczyno.
-Tak jest, mamo!
Widziałam już taką zmasakrowaną twarz. Spuchnięte i przekrwione oczy. Szara cera, opadające kąciki ust. Nawet żyła pod lewym okiem była niewidoczna jakby nie było w niej krwi. Może odpłynęła mi też krew z mózgu? To by wyjaśniało dlaczego  tak wolno myślałam.
Pełna tapeta była nieuchronna. Na co dzień malowałam jedynie rzęsy, bo reszta była znośna, ale jedyne co ratowało mnie dzisiaj to pełna szpachla. Wolniej niż zwykle nakładałam wszystko na siebie sondując czy już wystarczy. Jeszcze tylko zrobić oko…jeszcze tylko nałożyć puder…jeszcze tylko róż, i uff. Jest!
-Gotowa?- Chels zajrzała do łazienki.- Jest 8.40.
Droga do siedziby Asseco trwała nieznośnie długo. Głowa nadal mnie bolała i jedyne o czym myślałam to zakończyć rozmowy z klubem i pójść się położyć. Zanim jednak miałam to zrobić czekała mnie biznesowa papka. Szłam korytarzem i powtarzałam sobie bym się skoncentrowała, bo gdy zorientują się, że nie jestem w formie będą chcieli ugrać więcej.
-Witamy, proszę usiąść.- powitał mnie prezesik w drzwiach. Uścisnęłam jego rękę i usiadłam na pierwszym wolnym miejscu.
-Proszę zapoznać się z treścią umowy. Wszelkie zaznaczone przez panią poprawki zostały naniesione. Mogę jedynie przeprosić za tak nieprofesjonalną umowę. Mam również nadzieję, że te kwiaty chociaż trochę zrehabilitowały mnie.
-Kwiaty?- nie załapałam w trakcie czytania umowy.
-25 róż, które wczoraj poleciłem wysłać.- jego uśmieszek przyprawił mnie o mdłości.
-Ach tak, dotarły. Dziękuję, ale był to zbędny gest.
-Mówiłem, że to nie ode mnie.- ktoś szepnął mi do ucha.
Odwróciłam głowę w lewą stronę i znowu uderzyły mnie te ciemne oczy przypatrujące mi się badawczo.
-Odczep się.- odszepnęłam.
-Tak teraz będziemy ze sobą rozmawiać?- nie dawał za wygraną.
-Nie widzisz, że mam teraz lepsze rzeczy do roboty?
Wróciłam do ponownego czytania umowy. Wszystko wyglądało na dopracowane i o nic nie mogłam się przyczepić. Tym razem to dobrze. Im wcześniej skończę, tym szybciej znajdę się w łóżku i chociaż troszkę odeśpię tę noc.
-Wszystko wygląda dobrze. Zapisy też są odpowiednio dopracowane.- oddałam prezesowi podpisaną kopię dokumentu.- Z mojej strony to wszystko. Do widzenia.- już wstawałam od stołu gdy prezesik mnie zaczepił.
-Panno Robinson, a może reflektowałaby pani na kawę dzisiaj popołudniu?
-Panie prezesie, nie łączę przyjemności z interesami. Dowidzenia, życzę wszystkim udanego dnia.-cień uśmiechu przeszedł po twarzach pozostałych zebranych.
Wyszłam z konferencyjnej jak najszybciej. Nie zważając na to jak chamsko to wyglądało udałam się czym prędzej do samochodu.
-Proszę cię, zaczekaj.- ręka Niko spoczęła na moim ramieniu.- To wszystko to jakieś cholerne nieporozumienie.
-Proszę cię, tylko nie syp mi tutaj tekstami w stylu „zmieniłem się”, okay? Charakter tak łatwo się nie zmienia.
-Ty jednak się zmieniłaś.
-Nie sama. To los mnie zmienił, taka jest różnica.- spojrzałam mu w oczy.- A teraz proszę, daj mi spokój, muszę iść.
Zostawiłam go stojącego na środku wejścia głównego. Przez okno samochodu widziałam jego spiętą minę. Patrzył za samochodem nieprzeniknionym wzrokiem. Mama zawsze radziła, żeby przebaczać, ale to co mnie zniechęcało do tego to strach. Strach przed słabością- moją. Słaby charakter, słaba silna wola- to nie są atrybuty sukcesu ani szczęścia. Niko ma silny charakter, jak to ludzie z Bałkanów, a ja? Jak okażę się słaba to pozwolę się zdominować.
-Słuchasz mnie w ogóle?!- wrzasnęła Chels.
-Przepraszam, zamyśliłam się. Co mówiłaś?
-Podwiozę cię i uciekam. Mam parę spraw do ogarnięcia przed próbą.
-Jasne, weź mój samochód. Ja dojadę służbowym.
-Ciebie chyba pogięło. Nie wychylasz nosa z domu. Odpoczywasz! Nie będę zbierała zwłok później!- matkowała dziewczyna.
Uśmiechnęłam się tylko i oddałam się muzyce płynącej z głośników. Nim się obejrzałam machałam Chels z ogrodu gdy odjeżdżała w kierunku swojego domu. Weszłam do domu i zrzucałam sukcesywnie wszystkie ubrania rozrzucając je po całym domu. Nie miałam siły na nic. Schody na górę do sypialni pokonałam na czworakach, a na łóżko wczłapałam się ostatkiem sił. Na szczęście sen przynosi ukojenie.
Do rzeczywistości przywróciły mnie wibracje telefonu leżącego tuż przy moim lewym uchu. Mimowolnie sięgnęłam ręką po niego. Jednym okiem zlustrowałam wyświetlacz. 4 nieodebrane połączenia, 1 sms- wszystko z tego samego numeru. Z ciekawością otworzyłam skrzynkę odbiorczą.
„Reflektujesz na kawę? Czekam o 16 w kawiarni Niebieskie Migdały. N.”
Szybkie spojrzenie na zegarek. 17.30, fuck! Zaklęłam pod nosem jakby to cokolwiek miało zmienić. Nie spotkałabym się z nim, nie ma mowy. To wszystko było zbyt świeże, by zacząć się z kimś spotykać. Poza tym wcale nie był mi potrzebny facet, którego trzeba było wychowywać. Po nieudanym połączeniu z numerem Niko, stwierdziłam, że pewnie się obraził. No cóż, niczego mu nie obiecywałam.
Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy w sportową torbę i ruszyłam do samochodu. Kilka minut później stałam przed moim dzieckiem- moją własną halą taneczną. Cały zespół pewnie już miał próbę. Po przebraniu się w ulubione legginsy i bokserkę szłam do wejścia na salę. Drzwi były lekko uchylone. „Nic się nie stanie jak ich trochę popodglądam.”  Zamiast tego usłyszałam rozmowę.
-Nie wiem dlaczego tak się uparła na Niko. To dobry chłopak.- to głos Krzyśka.
-Zaszedł jej za skórę i zablokowała się.
Zaduma zdominowała przez jakiś czas dwoje moich przyjaciół. Zdało się słyszeć ciche westchnienia obojga.
-Pamiętam, że jak ją poznałem nie było lepszej do zawierania przyjaźni. Miała naturalny dar zjednywania sobie ludzi. A teraz? Zrobiła się taka… inna.
-Po tym wszystkim miała prawo. Nic na siłę nie możemy zrobić.- wyjaśniała Chelsea.
-Dzisiaj nawet nie przyszła do kawiarni, do której zaprosił ją Niko.
„Mhm. Ależ mi to zaproszenie. Sms, nic więcej.”- pomyślałam.
-Pewnie dlatego, że źle się czuła. Zastałam ją rano śpiącą z głową na barze.
-Piła?- zaniepokoił się Krzysiek.
-Nie. Na pewno nie. Wydaje mi się, że źle się czuła.
-Cholera, trzeba umówić ją z lekarzem i… Nikołajem. Bo jeszcze oboje ich wykończą te niedopowiedzenia.
-Z nikim mnie nie trzeba umawiać, sama sobie dam radę, tak jak dawałam przez ostatnie lata.- wyszłam zza ich pleców.- Swoją drogą powinniście wiedzieć, że nie obrabia się komuś dupy przy otwartych drzwiach.- uśmiechnęłam się słodko.
Gwizdkiem zaznaczyłam swoją obecność na hali. Ściszywszy muzykę do minimum zebrałam wszystkich w krąg. Po krótkich powitaniach i omówieniu sytuacji w grupie wyznaczyłam choreograficzne zadania. Mecze Resovii były rozgrywane regularnie, a my musieliśmy wejść jak najszybciej. Każdy miał jakiś pomysł co dołożyć do choreografii, jak ulepszyć i udoskonalić wejścia i wyjścia.
-Wszystkie wasze pomysły rozważę, ale musimy pamiętać, że to oni są głównymi gwiazdami, a nie my. Co wcale nie oznacza, że taki dodatek jak my ma nie wykonać swojej roboty jak najlepiej. Jasne?- wszyscy kiwnięciem głowy zgodzili się ze mną.- A teraz rozdzielcie się na trzy i zatańczcie to samo.
Wszyscy w pocie czoła uwijali się jak najlepiej potrafili. Niektórym ewidentnie nie pasowała choreografia co wcale nie oznaczało, że mieli rezygnować lub obijać się. Po trzech godzinach mozolnych poprawek zakończyłam próbę i wezwałam wszystkich do siebie. Czas na opieprz.
-Jesteście tu, bo lepszych tancerzy od was nie ma.- popatrzyłam się po twarzach wszystkich.- Ale większych opierdalaczy niż wy także nie ma.- miny im zrzedły.- Dzisiejsza próba pokazała, że jest jeszcze wiele do poprawy w choreografii, ale największej zmiany wymaga wasza postawa. Chcecie tu być?- wszyscy zgodnie pokiwali głowami.- To jutro o 9 macie mi to udowodnić. Nie chcę sobie pluć w brodę, że was tu ściągnęłam. Do jutra!
Chels przypatrywała się tej scenie z daleka. Od początku próby trzymała się na uboczu bojąc się mojej reakcji na jej rozmowę z Krzyśkiem.
-Chodź tu wariatko.- zawołałam do niej.
-Martwimy się…- rozłożyła ręce w geście bezradności.
-Wiem, doceniam.- zdobyłam się na uśmiech.
-Meg…Ktoś na ciebie czeka.- spojrzałam na drzwi. Stał w nich wysoki brunet o oliwkowej cerze i ciemnych oczach.
-Zabiję was.- skwitowałam krótko.
Niczym się zorientowałam Chels już nie było, a na jej miejscu stał Niko.
-Cześć.- rzuciłam speszona.
-Nie przyszłaś.
-Byłam tutaj. Nie mogłam opuścić próby.
Nikołaj odwrócił głowę w stronę okien. Wyglądał zmartwionego i trochę zmęczonego. Bruzda na czole sugerowała, że nad czymś intensywnie myślał. Stał obok mnie taki wysoki, dostojny i znów pachniał piżmem. Jeszcze trochę, a wpadłabym po uszy.
-Wiem, że to nieprawda.- rzekł w końcu.- Byłem tutaj zaraz po 16.
Co za pech. Nie dość, że nie umiem kłamać to jak już spróbuję to kompletna klapa. Nawet nie wiedziałam jak wybrnąć. Poczerwieniałam ze złości, na siebie.
-Nie wysilaj się.- Niko chyba zauważył moją konsternację. Ruszył do drzwi wejściowych na halę.
-Zaczekaj! To nie tak, zostań! Porozmawiajmy…
-Chciałem. Uwierz mi, że chciałem w końcu wyjaśnić tą całą sytuację, ale nie przyszłaś. A teraz co? Za każdym razem gdy tylko się spotkamy będziemy udawać, że się nie znamy, tak? Tego naprawdę chcesz?
-Nie.- szepnęłam zupełnie zbita z tropu.
-To do cholery przestań się zachowywać jak rozkapryszona księżniczka! Spieprzyłem sprawę, to fakt! Ale musimy się w końcu dogadać…
-Wiem..ale…
-Ale co? Powiedz. To za dużo na raz? Nie rozumiesz, że jak będziemy się tak szarpać to skrzywdzimy nie tylko siebie, ale i innych. Wtedy to na pewno będzie za dużo na raz.
Niko stał nade mną i ciężko oddychał, a ja jak ta Sierotka Marysia stałam ze spuszczoną głową, w której kłębiły się myśli rodem z tanich romansów. W końcu usłyszałam ciche westchnienie i dopiero wtedy odważyłam się spojrzeć mu prosto w oczy.
-Przyjedź do mnie za godzinę. Tylko ubierz się ciepło.- rzuciłam.
-Randka?
-Raczej sesja terapeutyczna. Będziesz?- nieśmiały uśmiech zagościł na mojej twarzy.
Kiwnął głową i ruszył do drzwi. Stałam jeszcze przez parę minut wpatrując się w miejsce, w którym zniknął. „Dzisiaj jest sądny dzień”.- pomyślałam. Czas leczy rany, ale otwarte ponownie bolą jak diabli. Od dzisiaj ponownie będziemy lizać się z ran.
Do domu wpadłam niczym torpeda wrzucając wszystko co tylko możliwe do szafy i ogarniając dom. Niko miał być za 20 minut, a ja byłam w rozsypce. Nie dość, że nie do końca byłam gotowa na tą rozmowę to jeszcze nie miałam czasu, by się do niej przygotować. Naszykowałam wszystko, co mogłoby być potrzebne i ruszyłam po schodach do garderoby.  I jak każda porządna kobieta miałam problem doborem czegokolwiek. Po chwili zastanowienia wyszłam z niej ze stosikiem ubrań. Po szybkim prysznicu i ogarnięciu się mogłam spokojnie usiąść i poczekać na gościa.
Godzina minęła, a ja wciąż na niego czekałam.”Ale ty głupia jesteś, przecież to wszystko to odwet za moje nieprzyjście.”- utyskiwałam sobie. Minuty mijały, a ja nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Plułam sobie w brodę za tą łatwowierność. Uhhh… Kilka minut później usłyszałam energiczne pukanie. Otworzyłam drzwi, a tam stał on. Na jego ciemniejszej karnacji widziałam wypieki od zimna. Cały się trząsł.
-Wpuścisz mnie do środka?- zapytał drżącym głosem.
Dopiero wtedy poszłam po rozum do głowy. Złapałam go za rękę i wciągnęłam do środka.
-Przepraszam, drzwi mi zamarzły. Nigdzie nie było taksówki i leciałem pieszo, a kwiatki zdechły mi po drodze.- tłumaczył się.
-Rozbieraj się. Jesteś przemarznięty.
Zdjął z siebie cały zimowy ekwipunek. Zaniosłam jego rzeczy do podgrzewanej garderoby. Biegiem zbiegłam na dół. Wyjęłam kieliszek z górnej szafki i napełniłam ją cieczą koloru krwistego.
-Trzymaj. Musisz się rozgrzać.- podałam mu wino.- Zrobię coś do jedzenia, pewnie zgłodniałeś.- Niko jedynie uśmiechnął się widocznie zawstydzony.
-Pomogę ci.
Staliśmy obok siebie, ramię w ramię przygotowując posiłek dla nas dwojga. Sałatka z szynką prosciutto wydawała się szybkim i łatwym rozwiązaniem, a przygotowana w ekspresowym tempie tak samo szybko znikła z talerzy. Jego spojrzenie prosto w oczy dało znak, że czas na rozmowę.
-Naprawdę cię przepraszam za to zachowanie na boisku. Byłem kompletnym oszołomem.- zaczął.
-Po trzech latach stwierdzam, że… to w sumie była dość zabawna sytuacja.- uśmiechnęłam się.
-Myślisz, że zapomnimy o wrogości?
-Myślę, że od godziny już o niej nie pamiętamy.
Nastrój całkowicie się zmienił. Zrobiło się lżej, łatwiej. Siedząc naprzeciwko siebie dokładnie się widzieliśmy. Takie są zalety sofy w kształcie litery U. Zamiast rozmawiać zamilkliśmy. Za oknem zmieniła się aura i zaczął padać śnieg. W telewizji leciała jakaś tania komedia. Przypomniałam sobie o założeniu dzisiejszego wieczoru. Niech to szlag.
-Chciałam ci coś pokazać na zewnątrz, ale pogoda chyba nam nie sprzyja.- spojrzałam przepraszająco.
Wieczór płynął niczym piękna melodia. Pomimo tego, że zostaliśmy na miejscu to śmiech, wspomnienia i opowieści wypełniały mój salon. Co chwila z ust któregoś padało pytanie, zupełnie niewymuszone. I tak rozmowa się toczyła naturalnym tokiem. Dowiedziałam się wielu rzeczy na temat Nikołaja. Tabula rasa była sukcesywnie zapisywana.
            Około godziny 23, na moją komórkę przyszło powiadomienie. „Meg, jesteśmy wszyscy uziemieni. Drogi sparaliżował śnieg.”- to sms od Krzyśka. Niko też coś dostał ta telefon.
-No to kolejna wycieczka na piechotę.- skwitował.
Wyjrzałam za okno. Kilka godzin, a mój podjazd był zasypany niemal metrem śniegu.
-Nie ma mowy. Nie pójdziesz w takich warunkach.- wskazałam ręką na widok za oknem. Niko był lekko speszony koniecznością pozostania u mnie.
-No wiesz, tak głupio trochę…
-Pokażę ci twój pokój, będziesz miał osobną łazienkę. Nic ci nie grozi.- zapewniłam go chichocząc.
Pokój nie był tak duży jak mój, ale było dość miejsca, by 196 cm zmieściło się wygodnie. Łoże było wystarczające, a pamiętając jeden z filmików Igłąszyte, w którym chłopcy narzekali na zbyt małe łóżka, wszystkie łóżka w moim domu były robione na ponad dwumetrową miarę. Wszystko utrzymane w schludnym beżowym kolorze emanowało trochę hotelową estetyką. Podobnie jak łazienka, która była zaprojektowana dla gości niestandardowego wzrostu.
-Jeżeli będziesz czegoś chciał to mój pokój jest po drugiej stronie korytarza.-wyszłam z pokoju skrycie taksując go wzrokiem.

Niczym się położyłam była prawie 1 w nocy, a jutro rano czeka mnie trening. Wystarczyło bym złożyła głowę na poduszce a już leżałam w objęciach Morfeusza, który zadbał by me sny były przyjemne. Sen przyniósł ukojenie i rozkosz, bowiem śniło mi się, że śpię w ramionach mężczyzny. Sen był niemal rzeczywisty, czułam ramię wyśnionego osobnika na mojej talii i słodki oddech na moim karku. Wydawało mi się, że znam tę postać…
___________________________________________________________
"Lizać się z ran, po obcych ustach,
Typa o smaku mlecznego chupa-chupsa"

Niech wena będzie z Wami! :)

4 komentarze:

  1. Zajebisty *-* co tu dużo mówić ^^
    Czekam na wiecej
    a najlepszy tekst:-Wyglądasz dzis okropnie, jak kupa gówno :'D dojebałaś

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaa dziękuję :) jeszcze trochę i wyrobię się :D

      Usuń
  2. Zajrzałam, nadrobiłam i bardzo mi się podoba!
    Ta historia to takie połączenie dwóch światów, a przynajmniej takie mam wrażenie. Dziewczyna spełnia się zawodowo, robi to, co kocha, ale przy okazji (może przez sentyment?) wplątuje w to również siatkówkę. I to naprawdę ciekawe połączenie.
    Jak widać z Penchevem łączy ją o wiele więcej, niż na początku myślała. Szczerze? Niko zachował się jak palant, ale w sumie Meg też nie szczędziła słów. Oboje są siebie warci. ;)
    Pozdrawiam i całuję! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafiłaś w samo sedno :) Oboje mają swoje za uszami, ale czekaj cierpliwie jeszcze wszystko może przewrócić się do góry nogami.
      Aaaa i uwielbiam nieobojetnosc :) pozdr.

      Usuń